Stołeczny sąd umorzył proces karny Jarosława Kaczyńskiego, którego Roman Giertych oskarżył w trybie prywatnym o zniesławienie. Szef PiS twierdził, że Giertych skłamał, zarzucając mu zbieranie "haków" na opozycję, gdy stał na czele rządu. Sąd na wniosek obrony Kaczyńskiego uznał brak "znamion czynu zabronionego".

Giertych - były wicepremier z LPR, obecnie adwokat - wytoczył Kaczyńskiemu proces karny za zniesławienie, za co grozi nawet do roku więzienia. Twierdził, że jako adwokat wymaga nieposzlakowanej opinii, a zarzut kłamstwa pozbawia go potrzebnego do tego zaufania.

W ustnym uzasadnieniu nieprawomocnego postanowienia sędzia Małgorzata Drewin podkreśliła jednak, że Kaczyński nie odnosił się do właściwości i cech osobistych Giertycha, któremu nie zarzucał, że jest kłamcą, a jedynie mówił, że kłamstwem są jego wypowiedzi o zbieraniu "haków". Ponadto oskarżony nie mógł inaczej odnieść się do tego zarzutu niż mówiąc, że to nieprawda - zdaniem sądu, mieściło się to w granicach dopuszczalnej obrony.

Sprawa zaczęła się w 2010 roku, kiedy Giertych oświadczył, że Kaczyński jako premier zbierał "haki" na polityków koalicji (Samoobrony i LPR) i opozycji. Dodał, że forma zbierania "haków" na Donalda Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości". Zdaniem Giertycha, wszyscy politycy PO mieli założone teczki.

To są kłamstwa, nie mające faktycznych przesłanek - replikował Kaczyński - Nie było żadnych teczek, nie było żadnych akcji ad personam wobec kogokolwiek. Szef PiS pozwał Giertycha za te oskarżenia, a ten odpowiedział kontrpozwem - za kłamstwo. Wytoczył mu również proces karny. Oba procesy cywilne trwają.