W nocy na terenie stanicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Międzybrodziu Bialskim wybuch pożar. Straty są ogromne. Ogień strawił między innymi kosztowny sprzęt. "30 lat naszej pracy w jedną noc poszło z dymem" - mówi Eryk Gazda, prezes Beskidzkiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Strażacy dostali sygnał o pożarze przed 3.00 w nocy. Spłonęło 5 domków letniskowych typu BRDA. Jeden z nich należał do WOPR-u.

Rzecznik straży pożarnej w Żywcu Marek Tetłak poinformował, że pożar został dość późno zauważony. Gdy pierwsze zastępy - wkrótce po otrzymaniu zgłoszenia - dotarły na miejsce, ogień obejmował już wszystkie obiekty. Spłonęło całkowicie pięć domków letniskowych, w tym stanica WOPR z garażem, w którym przechowywany był sprzęt, m.in. łodzie motorowe, pontony, kapoki, koła ratunkowe, ubrania piankowe, boje - wyliczył strażak.

Prezes beskidzkiego WOPR Eryk Gazda powiedział, że pożar oznacza w praktyce likwidację stanicy, jedynej nad tym akwenem.

30 lat naszej pracy poszło z dymem. To był domek typu Brda, ale bardzo dobrze wyposażony z miejscami noclegowymi dla czterech - dyżurujących latem - ratowników. Oprócz tego był garaż, a w nim trzy łodzie motorowe, niewielkie łódki wiosłowe, sprzęt. Straty to co najmniej ok. 400 tys. zł. Jedna z łodzi była warta ok. 100 tys. zł, a druga 60 tys. Jesteśmy załamani. Przed nami sezon; nie wiem, jak z tego wybrnąć - powiedział.

Widać, że to jest zorganizowana akcja przez kogoś. Nie wiem przez kogo, bo my tu raczej nie mieliśmy wrogów - podkreśla Eryk Gazda w rozmowie z RMF FM.



Opracowanie: