Czekała 14 lat, żeby wrócić do Polski z Uzbekistanu. Jej marzenie spełniło się w tym tygodniu. Emerytowana dziennikarka Eugenia Orłowa zamieszkała w Piotrkowie Trybunalskim w Łódzkiem. Jest pierwszą repatriantką, która zamieszkała w tym mieście. "Nie wierzyłam w to, co widzę, bo przyjechaliśmy w nocy" - mówi pani Eugenia.

Czekała 14 lat, żeby wrócić do Polski z Uzbekistanu. Jej marzenie spełniło się w tym tygodniu. Emerytowana dziennikarka Eugenia Orłowa zamieszkała w Piotrkowie Trybunalskim w Łódzkiem. Jest pierwszą repatriantką, która zamieszkała w tym mieście. "Nie wierzyłam w to, co widzę, bo przyjechaliśmy w nocy" - mówi pani Eugenia.
Eugenia Orłowa /Agnieszka Wyderka /RMF FM

Stara, ale świeżo wyremontowana kamienica. Od fasady bije blask - to słońce tak pięknie oświetla budynek. Przemykam pod metalowymi rurami rusztowania, które tarasuje wejście. Przedzieram się przez pył, wypełniający klatkę schodową. Robotnicy kończą prace wewnątrz kamienicy. Drzwi na paterze otwiera dojrzała, uśmiechnięta kobieta. Serdecznie z charakterystycznym, śpiewnym akcentem kresowym zaprasza do środka. Mieszkanie jest jasne, rozpromienione przez światło słoneczne. Czuć zapach nowości, świeżości. Pani Eugenia zaprasza do niedużego stołu, proponuje uzbecką herbatę. Siadam i przygotowuję sprzęt do nagrania. Na stole pojawiają się białe, porcelanowe kubeczki, czekoladki i ciasteczka. Jasno zielony dzbanek - swoją barwę zawdzięcza zielonej herbacie z cytryną. Powoli mój kubek wypełnia się ciepłym, aromatycznym naparem. Biorę łyk - herbata łagodnie rozpływa się po ciele. Czuję, że pani Eugenia jest spięta, gdy myśli o tym, że to będzie wywiad do radia. Zaczynam niezobowiązującą rozmowę; tłumaczę, jaki mam pomysł na nasze spotkanie. Po chwili zapomina o mikrofonie, a ja czuję się mile widzianym gościem, nie intruzem. Włączam nagrywanie, czerwona dioda przestaje migać, a zaczyna palić się na stałe.

Kwiaty

Nie wierzyłam w to, co widzę, bo przyjechaliśmy w nocy - rozpoczyna opowieść pani Eugenia. Była mgła i wjechaliśmy na podwórko i widzę w tej mgle: stoją pan i pani - taka maleńka, z kwiatami. Wtedy wiedziałam, że oni nas witają. Było tak późno, bardzo chłodno. Weszliśmy tutaj i jak ja to zobaczyłam, to byłam po prostu zdziwiona. Jak to wszystko zrobione elegancko, ładnie. Nie myślałam, że tak będzie. Pani Eugenia jeszcze nie do końca uwierzyła w to, że znalazła swoje, nowe miejsce. Nadal czuje się tak, jakby była w gościach. Ma jednak nadzieję, że za jakiś czas się przyzwyczai i uwierzy w swoje szczęście - wróciła do Polski, na stałe. Gdy zadzwonili do mnie z ambasady, skakałam i piszczałam z radości - mówi emerytowana dziennikarka - Eugenia Orłowa. Pytali wtedy, czy jeszcze chcę jechać do Polski, a ja czekałam na to 14 lat! Tak było od chwili, gdy wprowadzili u nas takie przepisy, że można było wyjechać do Polski. Córka mieszka tu już 26 lat. Tęskniłam za nią bardzo. Urodziła dziecko, a mnie nie było przy niej. Nie wiedziałam, jak rośnie moja wnuczka i co robi moja córka. Telefony były bardzo drogie, a wtedy jeszcze nie było internetu w Taszkiencie. Nie miałyśmy bliskiego związku. Było mi bardzo trudno. Płakałam, tęskniłam cały czas. A gdy zadzwonili z ambasady i powiedzieli, że mogę wracać do kraju, to ja: tak, tak, chcę na pewno! - opowiada roześmiana kobieta. Wtedy poszłam do urzędników, dali mi dokumenty i powiedzieli, że mają dla mnie takie fajne miasto - Piotrków Trybunalski.

Korzenie

Pani Eugenia nie wahała się ani chwili, gdy musiała zostawić swoje dawne życie. Nie, nie miałam wątpliwości - mówi z powagą kobieta. Od dawna marzyłam o tym, by się tu przenieść. Bardzo dawno chciałam to zrobić, bo mam tu rodzinę. W Uzbekistanie został tylko mąż i wkrótce przyjedzie. Pierwszy raz przyjechałam do Polski, gdy miałam 13 lat i nie chciałam wyjeżdżać, naprawdę. Miałam tu tyle rodziny... Oni byli tacy dobrzy dla nas, tacy grzeczni, fajni. Nie chciałam wyjeżdżać, ale musiałam. Nawet chcieli mnie ukryć, żebym mogła zostać, ale mama się bała. Pojechałyśmy z powrotem, a wracałyśmy tydzień pociągiem.

Ciernie

Droga pani Eugenii i jej rodziny do Uzbekistanu była trudna i długa. Moja matka urodziła się na Litwie - wspomina kobieta. Potem przyjechali do Warszawy i mieszkali w Modlinie. Natomiast w czasie wojny mama była w Warszawie, a potem z maleńkim dzieckiem pojechała do siostry do Pińska. Po wojnie te tereny przeszły do Związku Radzieckiego. Wezwało ich KGB i pytało czy oni chcą przyjąć obywatelstwo radzieckie albo do łagrów. Wybrali co najlepsze... Myśleli, że to najlepsze, ale okazało się, że to był najgorszy wybór - pani Eugenia mówi w głębokim zamyśleniu. W tym czasie Polakom było bardzo ciężko tam mieszkać. Mamę traktowali jak polskiego szpiega, a ona nie za dobrze mówiła po rosyjsku i zawsze z akcentem. Potem urodziła mnie, ale z ojcem nie było dobrego życia i ona szukała pracy. Jeździła po całej Ukrainie i Białorusi. Ostatnie miejsce, gdzie mieszkaliśmy, to był Ługańsk (gdzie teraz jest wojna). Później mój ojciec napisał, że jest w Taszkiencie, i żeby mama tam przyjechała. Pojechała i tam zostaliśmy. Bardzo podobało się jej, że tam jest ciepło, dużo owoców i nie było tak głodno, jak wszędzie (bo tam nie było wojny). Ale i stolica Uzbekistanu nie okazała się gościnnym miejscem dla Polki. Przyjechaliśmy w 1953 roku, gdy jeszcze był Stalin. Mamie było ciężko, bo pod oknami podsłuchiwali sąsiedzi. Milicjant przychodził co tydzień i przepytywał mamę pod kątem lojalności. Moja matka skończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie i zajmowała się w ceramiką. Zresztą, różnych zajęć się chwytała zarobkowo, bo byliśmy bardzo biedni, gdy byłam mała. Pamiętam raz, gdy - ja i brat - robiliśmy razem z mamą reliefy. Całą noc pracowaliśmy nad płaskorzeźbą we trójkę. Miałam wtedy może 6 lat, może pięć i pół - poszliśmy na rynek sprzedać to, żeby kupić coś do jedzenia. Podszedł do nas od milicjant i wyrwał relief z rąk mamy, rzucił na ziemię i... tak, tak... podeptał - opowiada wyraźnie wzruszona pani Eugenia jednocześnie depcząc stopami relief ze wspomnień. Płakaliśmy, bo zostaliśmy bez jedzenia.  

Epilog

Przeprowadzka Eugenii Orłowej do Piotrkowa Trybunalskiego była możliwa dzięki funduszom z Urzędu Wojewódzkiego, który przekazał samorządowi 700 tys. zł na remonty mieszkań dla 7 rodzin repatriantów. Występowaliśmy o milion złotych i tyle dostaliśmy, ale udało się nam zaoszczędzić i resztę zwróciliśmy do Łodzi - wyjaśnia Jarosław Bąkowicz z piotrkowskiego Urzędu Miasta. Przez okres aklimatyzacji będziemy bardzo intensywnie opiekować się repatriantami. Mamy wyznaczone osoby do kontaktu, które w każdej chwili są gotowe pomóc. Polskie rodziny ze Wschodu mogą też liczyć na zasiłki z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i czasowe zwolnienie z opłat czynszu za mieszkania komunalne, które zajmują. Urzędnicy skontaktują repatriantów ze stowarzyszeniami, parafiami oraz pracodawcami, którzy mają dla nich pracę. 

(ph)