Kebab, frytki, hot dogi - tak żywi się przeciętny Polak. Nie ma czasu i pieniędzy, by spokojnie zjeść obiad w restauracji - wynika z raportu firmy badawczej Soliditet Polska z grupy Bisonde, wykonanego na zamówienie "Dziennika Gazety Prawnej".

Wynika z niego, że w ubiegłym roku przybyło 746 punktów z jedzeniem na wynos, podczas gdy wyrejestrowano ich 628. Oznacza to, że przybyło nam 118 nowych fast foodów. Z kolei w ubiegłym roku zarejestrowanych zostało 6 tys. nowych restauracji, wyrejestrowano natomiast 6,2 tys. takich lokali. Tym samym z restauracyjnej mapy Polski zniknęło aż 200 miejsc. Zdaniem ekspertów to dowodzi, że Polacy upodobali sobie szybkie i tanie jedzenie - i to zarówno konsumenci, jak i przedsiębiorcy. Do uruchomienia punktu z kurczakami czy kebabami potrzeba 20 - 30 tys. złotych.

Poza niskimi kosztami fast foody niosą za sobą znacznie mniejsze ryzyko niepowodzenia biznesu niż ma to miejsce w przypadku restauracji. Nie trzeba też inwestować w specjalistyczny sprzęt oraz wykwalifikowanych kucharzy czy kelnerów.

Zdaniem ekspertów tania gastronomia rozwijałaby się w Polsce szybciej, gdyby nie brak atrakcyjnych miejsc na takie inwestycje. Władze miast niechętnie wynajmują na ten cel lokale przy głównych ulicach czy w przejściach podziemnych w obawie, że szybko stamtąd znikną.