Dwóch dyżurnych ruchu kolejowego usłyszało zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy – poinformowała koszalińska prokuratura. Chodzi o dwa pociągi osobowe, które pędziły niedawno wprost na siebie na jednym torze.

Do zdarzenia doszło w czwartek. Pociągi relacji Szczecin Główny - Olsztyn Główny i Olsztyn Główny - Szczecin Główny pędziły wtedy wprost na siebie. Maszynistom obu składów udało się je jednak bezpiecznie wyhamować na wysokości Dunowa.

Śledczy przedstawili zarzuty dwóm dyżurnym ruchu kolejowego - ze stacji Koszalin i Nosówko - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.

Zarzuca im się, że na odcinku kolejowym Koszalin - Nosówko (...) sprowadzili bezpośrednio niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym w transporcie kolejowym poprzez dopuszczenie do ruchu składów pociągu relacji Olsztyn Główny - Szczecin Główny oraz pociągu Szczecin Główny - Olsztyn Główny, jadących w przeciwnych kierunkach na jednym torze kolejowym - powiedział Gąsiorowski.

Dyżurni zostali przesłuchani

Dyżurny ze stacji Koszalin Wojciech M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z odmowy składania wyjaśnień.

Drugi z dyżurnych ze stacji Nosówko Szymon L. także nie przyznał się do popełnienia zarzucanego czynu - powiedział Gąsiorowski. Jak kontynuował, "przyznał jednocześnie, że pociąg, który znajdował się na jego stacji, rzeczywiście został przez niego wpuszczony na ten tor, ale dodał także, że w tym dniu dostał informację, że uległy uszkodzeniu urządzenia automatyki kolejowej, które służą do przekazywania informacji właśnie o nadjeżdżających pociągach".

Gąsiorowski powiedział, że z informacji L. wynika, że "wprowadził on procedury związane z łącznością radiową w takich sytuacjach. Nie wszystkie połączenia udało mu się jednak odbierać - w szczególności te idące od kolegi ze stacji Koszalin - w związku z tym ten pociąg skierował do dalszej jazdy, nie widząc, że z drugiej strony nadjeżdża inny skład".

Prokuratura zdecydowała się zwolnić po przesłuchaniu obu dyżurnych, ale zastosowano wobec nich dozór policji i zawieszenie obu w czynnościach dyżurnego ruchu kolejowego do czasu wyjaśnienia sprawy.

Śledczy muszą sprawdzić, czy był to błąd ludzki, czy wypadek losowy spowodowany być może awarią urządzeń automatyki kolejowej - dodał Gąsiorowski.

"Narażonych było prawie 500 osób"

Bezpośrednie spowodowanie katastrofy w ruchu kolejowym zgodnie z art. 174 Kodeksu karnego zagrożone jest karą od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Gąsiorowski powiedział także, że niebezpieczeństwo katastrofy było realne. Narażonych na nie było prawie 500 osób, bo tylu było pasażerów w obu pociągach, a katastrofy udało się uniknąć dzięki wzorowemu pełnieniu służby przez maszynistów, którzy prowadzili oba składy. Maszyniści dostrzegli się na tym odcinku trasy kolejowej i błyskawicznie zareagowali, włączając urządzenia bezpieczeństwa, co pozwoliło na wyhamowanie obu składów - dodał Gąsiorowski.