Na konta działaczy Stronnictwa Demokratycznego Pawła Piskorskiego wpłynęły setki tysięcy złotych ze sprzedaży partyjnej nieruchomości we Wrocławiu - informuje "Gazeta Wyborcza". Zawierali oni umowy o dzieło ze swoją partią na usługi, których dziś nie pamiętają. Działacze starego SD przypuszczają, że umowy były fikcyjne.

W 2009 r. Paweł Piskorski, przychodząc do Stronnictwa Demokratycznego deklarował, że wprowadzi SD do wielkiej polityki. Partia miała sprzedać nieruchomości na kampanie wyborcze. Ich wartość szacowano na blisko 100 mln zł. Sprzedano jednak tylko nieruchomość we Wrocławiu - za 13 mln złotych. Ale to nie te pieniądze zasiliły fundusz wyborczy Andrzeja Olechowskiego. Na kampanię prezydencką swego kandydata SD wydało 2 mln zł z kredytu.

Według informacji "Gazety" wpłacone dotychczas pieniądze zostały w dużej części wydane na zlecenia dla zaufanych ludzi Piskorskiego. Kilku jego najbliższych współpracowników zarobiło od kwietnia do grudnia 2010 r. po kilkadziesiąt, a nawet ponad 100 tys. złotych. Rekordzistą jest Jan Artymowski, zastępca sekretarza generalnego SD i prawa ręka Piskorskiego, który zainkasował 140 tys. zł. Marcin Kalek z samych umów o dzieło dostał 130 tys. zł.

Kiedy dochodziło do tych hojnych wypłat, "starzy" działacze SD byli już od dawna odsunięci od decyzji dotyczących polityki i majątku partii. I bezskutecznie walczyli o odzyskanie wpływów.

Przez cały ubiegły rok trwała walka w sądach o to, czyj zarząd SD jest legalny - Pawła Piskorskiego czy Krzysztofa Góralczyka, który był szefem partii przed 2009 r. W grudniu 2010 r. sąd okręgowy uznał, że zarząd Piskorskiego został powołany niezgodnie z prawem. Piskorczycy złożyli odwołanie.

Po godz. 9 Paweł Piskorski będzie gościem "Przesłuchania w RMF FM".