Na tym etapie nie ma podstaw, by komukolwiek stawiać zarzuty - informuje prokuratura wyjaśniająca poważny incydent na lotnisku Chopina w Warszawie. Po ponad dwóch tygodniach wciąż nie wiadomo, kto odpowiada za kilkudziesięciominutowy paraliż lotniska. Krążący tam mały samolot pomiarowy sprawił, że wstrzymano 25 startów i lądowań.

Na tym etapie nie ma podstaw, by komukolwiek stawiać zarzuty - informuje prokuratura wyjaśniająca poważny incydent na lotnisku Chopina w Warszawie. Po ponad dwóch tygodniach wciąż nie wiadomo, kto odpowiada za kilkudziesięciominutowy paraliż lotniska. Krążący tam mały samolot pomiarowy sprawił, że wstrzymano 25 startów i lądowań.
Lotnisko Chopina w Warszawie (zdj. arch.) /Dariusz Radzimierski /PAP

Na razie ustalono, że pilot miał wszelkie wymagane zgody, a lot uzgodnił z władzami Warszawy, Polską Agencją Żeglugi Powietrznej i Urzędem Lotnictwa Cywilnego. Co więcej - uznano, że działał zgodnie z zasadami ruchu lotniczego. 

Nie ma wciąż odpowiedzi na pytanie, dlaczego o planach pomiarów z powietrza nie dowiedzieli się kontrolerzy lotów z Okęcia. Oni początkowo alarmowali, że nad lotniskiem pojawił się dron, potem mowa była o małym samolocie. Wstrzymano wszystkie operacje lotnicze w porcie, a dyrektor bezpieczeństwa złożył zawiadomienie, że pilot spowodował zagrożenia w ruchu lotniczym. 


(mn)