Magdalena Piechowicz skończyła geologię. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, zatrudniła się w kopalni. Jest teraz jedną z czterech kobiet w kopalni "Wujek" w Katowicach, które pracują pod ziemią.

Najpierw przez 5 lat pracowałam na powierzchni, w "szkodach górniczych". Teraz, od pół roku, jako kopalniany geolog regularnie zjeżdżam pod ziemię. Miałam już około 40 takich zjazdów - mówi Magdalena Piechowicz.

Jej strój nie różni się od tego, w którym pod ziemię zjeżdżają mężczyźni. Musi być kask, koszula flanelowa, żółte spodnie i bluza. Do tego włosy spięte i schowane oraz żadnych łańcuszków ani biżuterii. Makijaż? Nie jest potrzebny - mówi kopalniany geolog.

Pani Magdalena pamięta swój pierwszy zjazd. Bała się i przyznaje, że wcześniej trochę inaczej wyobrażała sobie pracę górnika.

Wtedy przekonałam się, jak ciężka to praca. Męczące podziemne warunki klimatyczne: gorąco, wilgotno, a tu najpierw trzeba dotrzeć do ściany, potem pracować, a na koniec jeszcze wrócić pod szyb. Wówczas pomyślałam też, jak ciężko będzie zdobyć pracę w kopalni - opowiada. Ale ostatecznie udało się.

Pod ziemię zjeżdża około 6 razy w miesiącu. Zajmuje się profilowaniem wyrobisk i ścian, jest przy wierceniu otworów, mierzy wypływy wody, bada dokumentację. Jak mówi, pod ziemią robi to, co zawsze chciała: jest geologiem. Pracy za biurkiem sobie nie wyobraża.

Mężczyźni, gdy widzą ją w kopalni, nie kryją zaskoczenia i zdziwienia. Zwykle pytają też, co kobieta robi kilkaset metrów pod ziemią. Czasem w miejscach, przez które trudno przejść, niektórzy podają jej rękę. Żadnych złośliwości jednak pod swoim adresem nie słyszała. Magdalena Piechowicz bywa też w miejscach, gdzie trzeba się czołgać.

Tego bałam się najbardziej. Mam bowiem lęki klaustrofobiczne. Ale, o dziwo, na dole to mija, przestaję o tym myśleć. To praca pod ziemią pozwoliła przezwyciężyć strach. Teraz mogę przejść przez każde wyrobisko - mówi Magdalena Piechowicz. Ciemności się jednak nie boi. Przeżyła też lekki, podziemny wstrząs. Kolega, z którym wtedy była uspokajał, że to nic poważnego.

W ogóle jak zjeżdżam pod ziemię nie myślę o tym, co może mi grozić. I to pomaga - tłumaczy.

Co ciekawe, choć pochodzi ze Śląska, w jej rodzinie nie ma żadnych tradycji górniczych. W kopalni nie pracował ani ojciec, ani dziadek. Za to ja wiedziałam, że jeśli chcę robić to, co lubię najbardziej, będę musiała zjeżdżać pod ziemię - mówi Magdalena Piechowicz.

(abs)