Do sądu trafi dziś akt oskarżenia przeciwko międzynarodowej grupie, która na wielką skalę podrabiała pieniądze. Według prokuratury przestępcy wprowadzili do obiegu na terenie Polski, Włoch, Francji, Niemiec i Hiszpanii około 5 milionów fałszywych euro. Wpadli we wrześniu ubiegłego roku.

Rzeszowska prokuratura apelacyjna oskarżyła 13 członków grupy, wśród nich szefa gangu. Grupa działała na terenie Polski i Włoch co najmniej od 2005 r. do momentu rozbicia we wrześniu 2009 roku. Wprowadzała do obiegu fałszywe banknoty o nominałach 50 i 100 euro.

Jednemu z oskarżonych, 37-letniemu Robertowi I. z Dolnego Śląska, prokuratura zarzuca założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą oraz fałszowanie euro.

Wśród pozostałych oskarżonych są trzy kobiety. Oskarżeni mają zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, większość z nich także wprowadzania do obiegu fałszywych banknotów, zwanych przez samych członków grupy - tapetą. Dwóm kobietom: matce szefa - Teresie I. i szwagierce - Iwonie I. zarzuca się pomoc w ukrywaniu falsyfikatów.

Ponadto dwie osoby: 34-letnia Anita B., konkubina szefa grupy, i Jacek B. mają zarzuty podrabiania banknotów razem z Robertem I.

Udoskonalali fałszywe banknoty

Oskarżeni kupowali podrabiane banknoty euro od innych fałszerzy, a następnie część z nich udoskonalali, tak aby były jak najbardziej podobne do oryginałów. Zdaniem specjalistów, fałszywe pieniądze były świetnej jakości.

Jeden z oskarżonych, z zamiłowania plastyk, przekazał im instrukcje, jak i w którym miejscu należy poprawić, aby falsyfikaty do złudzenia przypominały oryginalne - powiedział zastępca szefa wydziału Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie Stanisław Bończak.

Fałszerze m.in. nabłyszczali nominały, specjalnym flamastrem stawiali znaczki, aby świeciły się w świetle ultrafioletowym, nacinali ząbkowanym nożem miejsca, które powinny być wyczuwane palcem. Śledczy ustalili, że zaledwie w ciągu dwóch lat (2005-2006) oskarżeni sfałszowali w ten sposób co najmniej dwa tys. sztuk euro.

Szef werbował swoich pracowników w Polsce i zapraszał do Włoch. Były to osoby najczęściej bezrobotne i wcześniej karane. Miały świadomość, na czym będzie polegać ich praca. Na miejscu dawał im mieszkanie, wyżywienie i ubrania, ale odbierał im dokumenty. Jak zaznaczył prokurator, niekiedy stosował kary cielesne, aby wymusić posłuszeństwo.

Każdy z pracowników codziennie otrzymywał od pracodawcy od 10 do 30 sztuk fałszywych euro o nominałach 50 i 100. Ich zadaniem było np. robienie zakupów, najczęściej spożywczych lub odzieżowych. Nie mogli natomiast kupować przedmiotów kojarzonych z miejscem zakupów (np. pamiątek), aby trudniej było ich namierzyć. Towar, który mieli nabywać jak najtaniej, trafiał następnie do szefa wraz z uzyskanymi podczas zakupów prawdziwymi pieniędzmi. Falsyfikaty trafiały także do kantorów wymiany walut.

Za puszczenie w obieg jednego banknotu o nominale 50 pracownik otrzymywał od 6 do 8 prawdziwych euro, a za banknot o nominale 100 - od 10 do 12 euro.

Prokurator zauważył, że szef grupy starannie zacierał ślady swojej przestępczej działalności, m.in. nie przechowywał u siebie w domu ani falsyfikatów, ani prawdziwych euro uzyskanych z dystrybucji "tapet". Magazynował je w domu jednej z włoskich rodzin, u których jako opiekunki i pomoc domowa pracowały jego matka i szwagierka.

Większość z oskarżonych była już karana

Oskarżeni to w większości mieszkańcy Dolnego Śląska. Większość z nich była już w przeszłości karana za rozboje i kradzieże. Rekordzista spośród nich to 53-letni Stanisław G. z woj. mazowieckiego, który był skazywany przez sąd od 19. roku życia, w tym 15 razy przez sądy w Niemczech.

Natomiast szef grupy uciekł z Polski na podstawie fałszywych dokumentów, przed odbyciem ponad dwuletniej kary więzienia.

Pierwszych podejrzanych policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali we wrześniu 2009 r. po kilkumiesięcznym rozpracowywaniu grupy. Zatrzymano ich na gorącym uczynku, podczas przekazywania fałszywych euro do kantorów. Sprawa trafiła do Rzeszowa, ponieważ jeden z podejrzanych, którego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania, mieszka w Rzeszowie. Około 30-letni Mariusz S. busem przewiózł do Polski paczkę falsyfikatów. Jak się okazało, był on wcześniej poszukiwany do podobnej sprawy, w której zapadły już prawomocne wyroki.

Dziewięć osób przebywa w aresztach. Wobec pozostałych zastosowano zakaz opuszczania kraju i dozory policyjne. W sprawę zamieszanych jest jeszcze sześć innych osób, które prokuratura wyłączyła do odrębnego postępowania.

Za fałszerstwo pieniędzy grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż pięć lat albo kara 25 lat więzienia. Za wprowadzanie w obieg fałszywych pieniędzy kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności od roku do lat 10.