"Mieliście do nas przyjechać na kurację, zadzwońcie!" – apelują do kuracjuszy władze spółki Uzdrowisko Szczawno-Jedlina z dolnośląskiego Szczawna-Zdroju. Wczoraj w nocy spłonął należący do uzdrowiska Zakład Przyrodoleczniczy. Zniszczony został nie tylko budynek, ale także dokumentacja.

W tym pożarze straciliśmy i część medyczną i część techniczno-księgową. Trochę wróciliśmy do epoki kamienia łupanego. Dział finansowy będzie liczyć na liczydłach - mówi Paweł Skrzywanek, prezes uzdrowiska.

Dziś na pogorzelisku pojawią się śledczy z wałbrzyskiej prokuratury i specjaliści z zakresu pożarnictwa.

Uzdrowisko prosi o kontakt kuracjuszy, bo do końca nie wie, kogo ma się spodziewać.

Władze spółki "Uzdrowisko Szczawno-Jedlina" zapewniały wczoraj, że kuracjusze, którzy są na leczeniu, nie zostaną odesłani do domów. To prawie pół tysiąca osób. Zabiegi mają być kontynuowane w innych obiektach.

Zabiegi są jeszcze udzielane w dwóch obiektach. Taka najprostsza rzecz, która na pewno zostanie wprowadzona, to będzie praca nasza na dwie zmiany. Mamy też zaprzyjaźniony zakład z sanatorium Azalia i mamy deklarację prezesa tej placówki, że też nam pomoże - mówił Paweł Skrzywanek.

Pracę mają zachować także pracownicy zniszczonego zakładu. To blisko czterdzieści osób. 

Doszczętnie spłonęło siedemdziesiąt procent dachu, który zawalił się do środka. Zniszczone są także wnętrza zakładu, w którym prowadzone były zabiegi z hydroterapii, elektroterapii, światłolecznictwa, laseroterapii i fizykoterapii. Był to także podstawowy ośrodek lecznictwa balneologicznego w uzdrowisku. 

Władze uzdrowiskowej spółki, jak i przedstawiciele dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego, który jest organem prowadzącym spółki, chcą odbudować zniszczony obiekt. Zakład Przyrodoleczniczy był ubezpieczony. Straty wstępnie oszacowano w granicach od 25 do 30 mln złotych. 

(j.)