​Historią 2-letniego Adasia żyła pięć lat temu cała Polska. Chłopiec wyszedł z domu w nocy, a został znaleziony po kilku godzinach skrajnie wyziębiony. RMF FM w Wigilię odwiedza rodzinę chłopca, którego w 2014 roku cudem uratowano.

Wigilię spędzamy wspólnie z rodziną małego Adasia, którego lekarzom cudem udało się uratować pięć lat temu, po tym, jak został odnaleziony w ciężkiej hipotermii. 

Jak wspomina mama chłopca, wigilia pięć lat temu - mimo, że w szpitalnej atmosferze - była już szczęśliwa. Wiedzieliśmy już, że życiu Adasia nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, pozostała tylko praca nad rehabilitacją -  mówi Paulina Ćwięczek w rozmowie z reporterem RMF FM, Marcinem Buczkiem.

Stopniowo były dobre informacje, ale najważniejsze słowa, które powiedział prof. Skalski "Zrobił kupę, będzie żył", to było takie już szczęście. A jak się wybudził, to już w ogóle było super - dodaje.

Tradycyjnie - w specjalnym miejscu w salonie - stanie w domu w Zawadzie żywa choinka. Tym razem od RMF FM.

Przystrajanie choinki szło pełną parą - zajęli się tym Adaś i jego młodszy brat Antoś. Moje ulubione bombki, to te czerwone, bo są brokatowe. Ale inne ozdoby też lubię - mówi naszemu reporterowi Adaś.

Barszcz z uszkami i ryba - to między innymi te potrawy znajdą się na wigilijnym stole w domu 7-letniego Adasia. Mama chłopca upiekła dziś z rana również tradycyjny chleb - w Wigilię zawsze rodzina je ten z domowego wypieku.

Jak dowiaduje się nasz reporter w domu w Zawadzie wigilijna wieczerza będzie wielopokoleniowa - w sumie kilkanaście osób, na czele głowa rodziny, babcia. Ciągle wywołuje to wzruszenie i to historia, o której trudno mówić, mimo, że to historia, która się dobrze kończy - mówi babcia Adasia, wspominając wydarzenia sprzed pięciu lat.

Mały Adaś cudem uratowany. "Ratownik z karetki powiedział, że dziecko na razie nie żyje"

Mały Adaś Ćwięczek z Zawady w noc z 29 na 30 listopada 2014 roku spędzał czas u babci w Racławicach. Nad ranem, niezauważony, wyszedł z domu. Na zewnątrz było -5 stopni. Dziecko znaleziono po kilku godzinach, kilkaset metrów od domu. Miał na sobie samą piżamkę, był w stanie głębokiej hipotermii - miał zaledwie 12,7 stopni. Policjant, który go odnalazł, zaniósł Adasia do najbliższego domu i prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki.

Mama Adasia, Paulina Ćwięczek, pamięta, że pierwsze momenty były nerwowe. Ratownik z karetki powiedział, że dziecko na razie nie żyje - mówi. Dziecko trafiło do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Nie dawał żadnych oznak życia - nie oddychał, nie miał czynności serca, ani odruchów neurologicznych. Cały czas modliliśmy się z mężem siedząc godzinami pod salą operacyjną. Dopiero z mediów dowiedzieliśmy, że Adaś jest przewieziony na oddział intensywnej terapii, że go ogrzali do 36 stopni - wspomina.

Adaś został podpięty do specjalnej aparatury. Na pewno był wstrząs jak go zobaczyłam na sali podłączonego pod te wszystkie aparatury. To był taki najgorszy moment - mówi mama chłopca. Po trzech dniach został wybudzony ze śpiączki i przez pewien czas oddychał za pomocą respiratora.

Święta chłopiec spędził pięć lat temu w szpitalu. Wigilia przy łóżku Adasiowym. Byli moi rodzice, była babcia, był dziadek, łamaliśmy się opłatkiem, barszczyk nawet mieliśmy, rybkę. Staraliśmy się stworzyć taki klimat świąteczny, nawet mieliśmy choinkę na sali - mówi Paulina Ćwięczek w rozmowie z Markiem Balawajdrem.

Jak on wybudził się, usiadł i zjadł, a jak zrobił pierwsze kroki, to było w ogóle tak, jakbym po raz pierwszy widziała jak moje dziecko idzie - opowiada.

Sam Adaś nie pamięta dokładnie sytuacji, w wyniku której znalazł się na granicy życia i śmierci. Wiem tylko to, że lunatykowałem - mówi dziś 7-letni chłopiec.

Lekarze są zdania, że małego Adasia udało się cudem uratować. Dodatkowo, zdarzenia listopadowej nocy, nie odbiły się znacząco na jego zdrowiu. Nie zostawiły śladu na jego sercu, mimo że bardzo długo był reanimowany.

Dr Tomasz Darocha z Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej, które działa w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II mówił, że dotąd najbardziej wychłodzona osoba - kobieta ze Skandynawii - której udało się pomóc, miała 13,7 stopni Celsjusza.

Opracowanie: