"Spokojnie czekam na ocenę prokuratury, ponieważ prawo nie zostało złamane" - napisał w sobotnim oświadczeniu rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz. To reakcja na informację, że PO składa zawiadomienie do prokuratury ws. powołania Misiewicza do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Warto natomiast przypomnieć funkcjonariuszom PO, że jeśli składa się zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, wiedząc, że do przestępstwa nie doszło, to samemu popełnia się przestępstwo- zaznaczył Misiewicz.

Klub PO chce, by prokuratura przyjrzała się powołaniu do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. Jeszcze w piątek do stołecznych śledczych miało trafić zawiadomienie w tej sprawie. Zdaniem PO Misiewicz i osoby, które powoływały go w skład rady nadzorczej PGZ, mogły w tej sprawie popełnić przestępstwo opisane w art. 231 Kodeksu karnego. Przepis ten mówi, że "funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

Misiewicz przesłał PAP oświadczenie w związku z - jak napisał - "nieustającymi atakami mediów i opozycji". Napisał w nim, że powołanie do rady nadzorczej PGZ odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, w tym z Kodeksem Spółek Prawa Handlowego.

Jak podkreślił, "Minister Obrony Narodowej sprawuje nadzór nad Polską Grupą Zbrojeniową. Ważną kwestią jest, aby w organie nadzorczym PGZ zasiadał ktoś skierowany tam przez kierownictwo resortu". Dodał, że warunkiem jego powołania do tej rady była rezygnacja z zasiadania w innej radzie nadzorczej, co też uczynił. Obecnie zasiadam wyłącznie w Radzie Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej - poinformował rzecznik MON.

Odnosząc się do zarzutów dotyczących wymogów, jakie powinien spełniać szef gabinetu politycznego, Misiewicz przypomniał, że zgodnie z par. 6 rozporządzenia Rady Ministrów dot. gabinetów politycznych każdy minister sam o tym decyduje. Dodał, że za funkcję rzecznika prasowego MON nie pobiera żadnego wynagrodzenia; jak również za pełnienie funkcji konsultanta merytorycznego programu "Nasza Armia" (emitowanego w TVP).

Posiadam 10-letnie doświadczenie w pracy parlamentarnej przy ministrze Antonim Macierewiczu. Pracowałem przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, przy sejmowej Komisji Obrony jak i przy Zespole Parlamentarnym ds. Skutków Likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Pełniłem funkcję Pełnomocnika Ministra Obrony Narodowej ds. utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, gdzie zapobiegłem próbie prywatyzacji polskiego kontrwywiadu. Realizując zadania zlecone przez Ministra Obrony Narodowej byłem zaangażowany w organizację szczytu NATO - wymienił Misiewicz.

Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych

Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej PGZ wynika, że Misiewicz, szef gabinetu szefa MON Antoniego Macierewicza i rzecznik resortu, zasiada też w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. We wtorek "Rzeczpospolita" podała, że Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych. Nie ma także - jak podawały media - ukończonych studiów wyższych. Prasa informowała też, iż ze statutu PGZ wykreślony został zapis o tym, że kandydat na członka jej rady nadzorczej powinien przejść państwowy kurs na członków rad nadzorczych.

W związku ze skandalicznymi działaniami MON, rzecznika ministra obrony narodowej, pana Bartłomieja Misiewicza, zdecydowaliśmy się, jako klub PO, złożyć wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z możliwym działaniem na szkodę spółki, na szkodę Skarbu Państwa - powiedział w piątek poseł PO Cezary Tomczyk z sejmowej komisji obrony narodowej.

Jak dodał, chodzi o sprawdzenie, czy do zmiany przepisów statutu Polskiej Grupy Zbrojeniowej doszło tylko ze względu na to, by Misiewicz mógł zasiadać w radzie nadzorczej PGZ. PO chce też, by śledczy zbadali, czy statut PGZ jest zgodny z rozporządzeniem Rady Ministrów dot. wymagań, jakie muszą spełniać kandydaci na członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Chodzi o wymóg legitymowania się wyższym wykształceniem i odbycia kursu dla członków rad nadzorczych.

Platforma chce ponadto, by prokuratura ustaliła, czy Misiewicz ma prawo pełnienia funkcji szefa gabinetu politycznego szefa MON. Informując o zamiarze złożenia zawiadomienia PO przypominała też doniesienia medialne, według których siostra Misiewicza miałaby być pracownicą PGZ. Jednak Misiewicz w swoim oświadczeniu zapewnił: Nikt z mojej rodziny nie jest zatrudniony w żadnej spółce zbrojeniowej, ani w żadnej jednostce podległej MON.

Szef MON Antoni Macierewicz pytany kilka dni temu w Krynicy o zasiadanie swego rzecznika i szefa gabinetu w radzie nadzorczej PGZ, podkreślił, że Bartłomiej Misiewicz jest tam jego bezpośrednim reprezentantem. Chcę, żeby ministerstwo obrony miało wgląd w przebieg wydarzeń w tym zarządzie jako dysponent Skarbu Państwa w tej grupie - mówił. 

(mal)