„Niech ktoś wreszcie przedstawi polskiemu społeczeństwu raport o stanie armii. Nie oszukujemy się. Mamy za mały potencjał, aby oprzeć się armii masowej, takiej jak rosyjska” – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Wprost” generał Waldemar Skrzypczak, były Dowódca Wojsk Lądowych, w latach 2012-2013 wiceminister obrony narodowej. „W MON był pomysł na redukcję armii, ale nie ma już pomysłu na jej odbudowę” - dodaje.

Generał Waldemar Skrzypczak twierdzi, że Polska nie jest przygotowana na wypadek ewentualnej wojny. Nie ma wyznaczonego naczelnego dowódcy, który w czasie wojny dowodziłby polskimi siłami zbrojnymi. Nie ma personalnie nikogo, kto by podjął się tej misji. Kogoś kto już w czasie pokoju się do tej roli przygotowuje - ujawnia. Krytykuje też system awansów w polskim wojsku. Oczywiście do gwiazdek generalskich ustawiają się wszyscy, ale nikt potem nie chce ponosić odpowiedzialności, a tym bardziej podejmować jakichkolwiek decyzji. To smutny obraz naszej armii.  Decyzje o awansach zapadają nie na poligonie, ale na salonie - podkreśla.

Były wiceszef MON ma żal do Bogdana Klicha, byłego ministra obrony, którego oskarża o obniżenie potencjału polskiej armii. Dokonał on gigantycznej redukcji wojsk operacyjnych, które są najważniejsze podczas walki. Stanowią bowiem 40 proc. potencjału całych sił zbrojnych. W obecnej sytuacji na wojnę może iść 40 tys. polskich żołnierzy plus trochę rezerwy, której poziom wyszkolenia jest zatrważający - tłumaczy Skrzypczak. Klich nie jest strategiem, ale politykiem. Gdy decydował się na redukcję armii robił to z powodów politycznych, a nie korzyści Polski. I niestety duży w tym udział mieli wojskowi doradcy - zauważa.

(mn)