Podpalenie było najbardziej prawdopodobną przyczyną pożaru nieczynnej, zabytkowej zajezdni tramwajowej w Łodzi - wynika z opinii biegłego ds. pożarnictwa, którego powołała prokuratura. Pożar wybuchł na terenie hali 7 sierpnia i objął drewniany dach budynku o powierzchni 10 tysięcy metrów kwadratowych. Akcja gaśnicza, w której brało udział kilkudziesięciu strażaków, trwała dobę.

W wyniku pożaru spłonęło około 4,5 tysiąca metrów kwadratowych dachu. Wstępnie straty oszacowano na co najmniej 200 tysięcy złotych. Po analizie strażacy przyjęli, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. Potwierdziła to też opinia biegłego ds. pożarnictwa, który został powołany przez prokuraturę Łódź-Górna. Prowadzi ona śledztwo w sprawie spowodowania pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach oraz niszczenia zabytków. Grozi za to do 10 lat więzienia.

Biegły zauważył, że wszelkie media tj. gaz, prąd czy woda były odłączone od budynku i dlatego też nie mogły być przyczyną pożaru. Po oględzinach i analizie ustaleń biegły stwierdził, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie, a ogień pojawił się na hałdzie różnego rodzaju odpadków, która była w narożniku hali i rozprzestrzenił się na dach obiektu - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.

Prokuratura bada także, czy teren zajezdni był przez właściciela prawidłowo zabezpieczony. Wiadomo jednak, że w czasie kiedy wybuchł pożar, teren zajezdni, który należy do prywatnego inwestora, nie był ogrodzony i można było bez problemu dostać się zarówno do środka hal, jak i na dach. Dopiero kilka dni temu właściciel rozpoczął stawianie wokół obiektu betonowego ogrodzenia.