"Szkoła powinna być przyjazna, ale powinna być szkołą wymagającą. Bo rzeczywistość, która nas otacza, jest rzeczywistością wymagającą. Trzeba umieć rozwiązywać rozmaite problemy, radzić sobie z trudnościami. Jeżeli będziemy teraz bawić się w szkołę bez wymagań, to skrzywdzimy młodych ludzi. Trafiając później w dorosłe życie, trafiając na rynek pracy, stając przed trudnymi wyzwaniami, nie będą w stanie sobie z nimi poradzić" - podkreśla w pierwszym dniu nowego roku szkolnego Jerzy Lackowski, były wojewódzki kurator oświaty w Krakowie.

Magda Wojtoń: Dorośli często marzą o powrocie do dzieciństwa. Pan chciałby dzisiaj zaczynać naukę w szkole ponadgimnazjalnej?

Bogdan Zalewski: Chciałby pan być dzisiaj uczniem?

Jerzy Lackowski: Chciałbym być w wieku tych, którzy rozpoczynają dzisiaj naukę w szkole średniej, ale w takiej szkole średniej nie chciałbym zaczynać nauki.

Bogdan Zalewski: Czyli pan, kształcony w szkole PRL-owskiej, jak zresztą ja, nie zazdrości dzisiejszym gimnazjalistom czy licealistom?

Jest mi smutno. Jest mi ich żal, dlatego że w tym roku rozpoczyna się destrukcja liceów ogólnokształcących, czyli najmocniejszego, najlepszego fragmentu naszej edukacji, naszej oświaty. I to jest rzecz bardzo smutna. I najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że większość Polaków nie zdaje sobie sprawy ze skali katastrofy, która będzie następowała. Już teraz mamy coś, co jest bardzo widoczne, czyli kryzys jakości wykształcenia.

Bogdan Zalewski: A kto personalnie odpowiada za ten kryzys polskiej edukacji? Kogo uważa pan za największego "szkodnika"?

Prawdę powiedziawszy, trzeba powiedzieć, że tutaj główna, w negatywnym tego słowa znaczeniu, zasługa jest po stronie ekipy pani Hall i pani Szumilas. Wbrew opinii, że jest chaos w ministerstwie, ja uważam, że w tym chaosie realizowany jest pomysł na nowy model szkoły, który nie ma wykształcić człowieka samodzielnie myślącego, będącego krytycznym obserwatorem rzeczywistości, człowieka, który będzie w stanie w tej rzeczywistości aktywnie uczestniczyć, a nie tylko ją obserwować. Krótko mówiąc, nie będziemy już teraz wychowywać i kształtować obywateli, tylko konsumentów.

Bogdan Zalewski: Czyli w tym szaleństwie jest metoda?

Tak. To ma być taka szkoła - zresztą minister Hall często o tym opowiadała - którą można by określić jako "lekką, łatwą i przyjemną". No przecież, proszę sobie uświadomić, że kiedyś przez cały kraj przetoczyła się burza, kiedy ówczesny minister Giertych, wprowadził tak zwaną "amnestię maturalną". Tymczasem od 2009 roku mamy amnestię od wymagań szkolnych, polegającą na tym, że uczeń, który w liceum, w szkole średniej, ma ocenę niedostateczną, może być promowany do klasy programowo wyższej. To jest też rzecz, która powinna była już wtedy spotkać się z ogromnym protestem. A nie spotyka się.

Bogdan Zalewski: A dlaczego pan tak nieprzyjaźnie odnosi się do programu przyjaznej szkoły lansowanej przez Platformę?

Szkoła powinna być przyjazna, ale szkoła powinna być szkołą wymagającą. Proszę pamiętać, że rzeczywistość, która nas otacza, jest rzeczywistością wymagającą. W tej rzeczywistości trzeba umieć rozwiązywać rozmaite problemy, radzić sobie z trudnościami. Jeżeli my teraz będziemy się bawić w taką właśnie szkołę bez wymagań, to my krzywdzimy młodych ludzi. Oni, trafiając później w dorosłe życie, trafiając na rynek pracy, stając przed rozmaitymi trudnymi wyzwaniami, nie będą w stanie sobie z nimi poradzić. I to jest ogromny problem. A poza tym jeszcze, destrukcja liceów to jest jakby destrukcja całego kanonu kształcenia ogólnego. Czegoś, co dawało młodemu człowiekowi po ukończeniu szkoły średniej całkiem szerokie możliwości podejmowania studiów, własnego rozwoju.

Magda Wojtoń: A wybiegnijmy o trzy lata w przyszłość. Szkołę opuszcza uczeń, który 3 września 2012 roku rozpoczął naukę w liceum ogólnokształcącym. Jak go pan opisze?

To będzie uczeń, który swoją edukację ogólnokształcącą tak naprawdę zakończył dwa lata wcześniej. Dlatego, że kształcenie ogólne zakończy się po pierwszej klasie liceum. Czyli będziemy mieli kilka kategorii uczniów. Uczniów, którzy będą się już mocno specjalizowali w profilach. Jeśli to będzie uczeń, który będzie się specjalizował w profilach humanistycznych, czy różnych innych profilach z tym związanych i będzie miał kształcenie rozszerzone humanistyczne, to on będzie okaleczony, jeśli chodzi o nauki matematyczno-przyrodnicze. Jeżeli to będzie uczeń, który kształcił się w rozszerzeniach wiedzy matematyczno-przyrodniczej, to będzie absolutnie pozbawiony wiedzy humanistycznej.

Jest jeszcze jedna rzecz: będziemy mieli do czynienia - jestem o tym głęboko przekonany - z różnymi sytuacjami bardzo dramatycznymi. Dlatego że młodzi ludzie, którzy będą wówczas kończyli szkoły średnie, będą zdawali matury, de facto decyzję o tym, jaki będzie kształt matury, będą podejmować dwa lata wcześniej.

Bogdan Zalewski: A może wystarczy takie minimum wiedzy ogólnej i jak najszybsze specjalizacje? Może rząd ma rację? Po co stresować młodych ludzi?

Wie pan co, wszystko byłoby pięknie, gdybyśmy mieli jakiś powód, aby dokonywać takiej zmiany. To jest tak naprawdę szaleństwo. Dokonujemy gruntownej zmiany w sytuacji, kiedy nie znamy jej możliwych efektów - możemy je oczywiście przewidywać, państwo możecie powiedzieć do mnie teraz, że ja jestem pesymistą, a poza tym człowiekiem, który dość dawno był w szkole średniej, więc ma taką wizję tego, co było.

Bogdan Zalewski: Może ma pan też polityczny interes, żeby atakować obecny rząd?

No nie, raczej nie. Ja miałem nawet okazję przez rok z nim współpracować, potem zrozumiałem, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Można tutaj różne wysnuwać wnioski.

Natomiast chcę powiedzieć jedną rzecz: rozsądek, zwyczajny rozsądek, nakazuje, że kiedy się przygotowuje tak gruntowną zmianę, to się wcześniej przeprowadza pilotaż na grupie szkół, które są do tego lepiej przygotowane, których nauczyciele chcą, w których rodzice uczniów decydują się na to. I po przeprowadzeniu takiego pilotażu podejmuje się ewentualnie decyzję o rozszerzeniu tego na cały system. Natomiast wprowadzanie tak gruntownej reformy w całym systemie jest, mówiąc delikatnie, czymś głęboko nieroztropnym. I może spowodować naprawdę dramatyczne sytuacje dla wielu młodych ludzi. Proszę pamiętać o tym, że będziemy mieli sytuację, w której młody człowiek, przychodząc do liceum, mając - a proszę sobie jeszcze przypomnieć, że będziemy mieli obniżenie obowiązku szkolnego, czyli młody człowiek będzie miał lat15 - będzie tak naprawdę decydował o swojej przyszłości, bo on będzie musiał na początku zadecydować, jakie przedmioty w trybie rozszerzonym wybierze po ukończeniu pierwszej klasy.

Magda Wojtoń: I to jest pana zdaniem ta największa wada nowego systemu?

Jedna z największych. Mówi się co prawda, że będzie wsparcie w gimnazjach, doradztwo edukacyjno-zawodowe i tak dalej, ale to jest trochę tak, jak się opowiada o tym, jak szkoły będą przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Ja w to nie wierzę. I to się pewnie skończy prowizorką.

Jest zresztą taka zasada w edukacji w wielu krajach, gdzie edukację traktuje się poważnie i roztropnie - ona jest wyjęta z dyskursu politycznego, jest ogólnopolityczny konsensus w sprawach edukacyjnych. Jeżeli się analizuje zmiany, które następują, czy ich skutki, jeżeli się dochodzi do wniosku, że mogą one zagrozić nawet jednej osobie, to się nad tym dalej zastanawiamy, to robimy wszystko, żeby uniknąć jakichkolwiek szkód. Dlatego że tego robić nie wolno. To jest pierwsza sprawa. Natomiast druga sprawa, to kwestia dramatycznego zubożenia kształcenia młodych ludzi. Poza tym jeszcze trzeba pamiętać o tym, że szkoły nie są dobrze przygotowane do realizacji takiego pomysłu. Natomiast oczywiście warto pamiętać o jednej też rzeczy, o której się ciągle zapomina w tych wszystkich dyskusjach, bo ja o tym często powtarzam przy różnych okazjach - że nauczyciele mogą zminimalizować negatywne skutki tych zmian.

Bogdan Zalewski: Jak?

Ponieważ polscy nauczyciele mają w tej chwili możliwość budowania własnych, autorskich programów. Poza tym wszyscy, którzy się teraz bardzo niepokoją, co będzie z nauką historii, historii i społeczeństwa, z przyrodą w starszych klasach szkoły średniej, powinni zwrócić uwagę, że w rozporządzeniu o nowych podstawach programowych jest jeden taki zapis, że nauczyciel ma prawo realizować wątki tematyczne, które nie są uwzględnione w tym rozporządzeniu przy tych właśnie przedmiotach.

Bogdan Zalewski: Czyli jest swoboda?

No jest. Tylko to grozi tym, że tam, gdzie nauczyciele są bardziej aktywni, lepiej przygotowani, to uczniowie w 2-3 klasie w profilu matematyczno- przyrodniczym będą mieli na historii i społeczeństwie dobry kurs historii. No bo jedno udało się już wywalczyć - że panteon ojczysty i ojczyste spory jest już obowiązkowy dla wszystkich. Oprócz tego wątek "rządzący i rządzeni" może spełnić rolę bardzo pozytywną. Teraz, jeślibyśmy jeszcze dołożyli , że nauczyciele wymyślą jakieś dobre wątki dotyczące historii, to ten przedmiot może rzeczywiście stać się przedmiotem, który jednak, mimo wszystko, przyniesie dla młodych ludzi korzyści, może ich zainteresować historią. Podobnie jest z przyrodą. Tutaj też można ten manewr zastosować. Niestety doświadczenia pokazują, że mamy jednak wśród nauczycieli wiele obaw, żeby wchodzić we własne, autorskie programy. A to wynika też z przeciążenia, nie najlepszej pracy tak zwanego "nadzoru pedagogicznego" - tych, którzy powinni wspierać nauczycieli. Tutaj też mamy do czynienia z ogromnym kryzysem. Mamy do czynienia z - można powiedzieć - pogłębiającą się zapaścią.

A jeszcze do tego wszystkiego pozostawiono odłogiem najbardziej fundamentalną kwestię, która w tej chwili zacznie odgrywać ogromną rolę, czyli reformę finansów. W Polsce mamy do czynienia z absolutnie źle wydatkowanymi pieniędzmi edukacyjnymi. A w tej chwili, wobec kryzysu finansów publicznych, ta sprawa też nabierze wagi i będziemy mieli pewnie do czynienia z serią chaotycznych działań, które będą miały na celu uzyskanie szybkich oszczędności.

Magda Wojtoń