Cierpiał na nowotwór wątroby. Choroba, tak jak i wiek, odznaczyły się na jego twarzy. Taki obraz Józefa Piłsudskiego – zmęczonego i schorowanego, przetrwał do dziś, bo tuż po jego śmierci wykonano odlewy jego twarzy. Dlaczego najbliżsi przywódcy narodu zdecydowali, by uwiecznić go tuż po zgonie? Maski pośmiertne Piłsudskiego mówią nam sporo nie tylko o nim, ale również o czasach, w których żył.

Był 11 listopada 1934 roku. Podczas uroczystości niepodległościowych Józef Piłsudski zasłabł. To wtedy Polacy pierwszy raz dowiedzieli się o jego problemach zdrowotnych. Kolejne miesiące przyniosły pogorszenie się stanu Marszałka. Choroba była widoczna gołym okiem, ale nikt nie wiedział co dolega Generalnemu Inspektorowi Sił Zbrojnych, bo ten nie chciał się badać.

Przełom przyszedł w kwietniu 1935 r., gdy do Warszawy przyjechał cieszący się wielkim poważaniem holenderski lekarz Karel Wenckebach. Diagnoza była jednoznaczna - Piłsudski cierpiał na raka wątroby. Walka ze śmiertelną chorobą okazała się krótka. 11 maja Marszałek doznał krwotoku żołądkowego, a 12 maja wieczorem zmarł w Belwederze.

Ruszyła machina pośmiertnych zabiegów. Najpierw Marszałek został ogolony, później wykonano negatyw. Twarz była już zabalsamowana i przygotowano formę - mniej więcej do granicy włosów, obejmująca fragment uszu i podbródek cały do szyi. Po czym (twarz - przyp. RMF FM) odciśnięta została... tak jak się robi opatrunek gipsowy mniej więcej - opowiada w rozmowie z Tomaszem Skorym prof. Grzegorz Nowik kierownik Działu Historii i Badań Naukowych Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.

Proces trwał ok. dwóch godzin. Wykonano formy gipsowe, z których powstało kilkanaście odlewów. Odpowiadali za to profesor Jan Szczepkowski, który był nauczycielem Szkoły Sztuk Zdobniczych i Stanisław Jankowski. Maski przedstawiają, jak mówi... "twarz starszego, schorowanego, zmęczonego - można powiedzieć - udręczonego swoim życiem, życiem w służbie i dokonaniami człowieka".

Marszałek nie chciał, by tak go zapamiętano?

Wiele wskazuje na to, że Józef Piłsudski nie chciał, by w obiegu pojawiły się wizerunki przedstawiającego go jako schorowanego starca. Dlaczego więc tuż po jego śmierci wykonano odlewy? Trudno nam wchodzić w jego umysłowość i w jego ostatnią wolę, ale to jest znamię czasu, którego nie powinniśmy oceniać i wartościować - twierdzi prof. Nowik i dodaje, że maska "jest taką, a nie inną pamiątką". Jego zdaniem, by zrozumieć, dlaczego jako formę upamiętnienia wybierano maski pośmiertne, trzeba się zastanowić nad polską mentalnością oraz tym, co nas łączy z historią.

W Kościele rzymskokatolickim, mówimy o tzw. obcowaniu świętych, ale nie tylko przez relikwie, ale za pośrednictwem relikwii. Przypominanie, współobecność, utożsamienie się poprzez kontakt z takimi pozostałościami. Maski pośmiertne są po prostu tego zjawiska - obrazem, elementem, który ułatwiają nam ten kontakt z przeszłością - stwierdził uczony.

Gdzie trafiły maski Piłsudskiego?

Prof. Nowik zaznacza, że wykonywanie masek pośmiertnych nie było obyczajem wyłącznie polskim. Odlewy wykonywano w całej Europie. Pojawiały się nie tylko maski, ale na przykład odlewy dłoni - jak w przypadku Fryderyka Chopina. Wykonywano je dla rozmaitych, niekomercyjnych celów. Priorytetem było upamiętnienie, pozostawienie śladu pod danej osobie.

Gdzie trafiły maski Piłsudskiego? Taka maska była własnością rodziny, taka maska została przekazana do muzeum belwederskiego. Takie maski, powiedzmy w gronie najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego się znajdowały. Posiadał ją Walery Sławek na przykład - tłumaczy.

Maski, odpowiednio oprawione, czy w formie tablo mogły być eksponowane na ścianach w muzeach, w domach rodziny czy współpracowników Marszałka. Był to jakiś element, nie chciałbym określić dekoracji, ale właśnie upamiętnienia, element o charakterze memoratywnym - mówi w rozmowie z Tomaszem Skorym profesor Nowik. Do dziś przetrwało pięć masek pośmiertnych Piłsudskiego. Jedna z nich jest własnością władz Milanówka, gdzie mieszkał ich autor - prof. Jan Szczepkowski, kolejne są w muzeach w Kielcach i Krośniewicach.

Współcześnie taki "element upamiętnienia" może wydawać się nam dziwny, ale prof. Nowik zwraca uwagę, że były rzeczy dziwniejsze, tak jak na przykład wspomniany już odlew ręki Chopina. Funkcja tego czy powiedzmy cel tego zabiegu jest podobny - upamiętnienie. Z jednej strony mamy Tadeusza Kościuszkę na Wawelu, a z drugiej strony jego serce w kaplicy na Zamku Królewskim w Warszawie. Mamy ciało Jana III Sobieskiego także na Wawelu, ale mamy w Warszawie w kościele kapucynów jego serce. Serce Józefa Piłsudskiego jest na Rossie. Ciało jest na Wawelu. To samo jest z Augustem II. Ciało Chopina spoczywa na cmentarzu Père-Lachaise a serce w kościele św. Krzyża w Warszawie. Po prostu trzeba wejść w umysłowość i w mentalność społeczeństwa, żeby zrozumieć, czemu tak czyniono - wskazuje i jednocześnie podkreśla, że inaczej postępowano z maskami, a inaczej z częściami ciał zmarłych. No bo raczej serca czy urny z prochami czyimiś nie stawialibyśmy na kominkach, aczkolwiek i takie zachowania dzisiaj się także obserwuje. W każdym razie, w miejscach godnych szacunku te maski pośmiertne - eksponowano - twierdzi.

Jako przykład podaje kopie maski wykonaną z brązu przez Jerzego Wankiewicza znajdujący się w Centralnej Bibliotece Wojskowej w Warszawie. Jedni postawią popiersie, jedni postawią pomnik, a inni w to miejsce postawią maskę pośmiertną - kończy prof. Nowik. 

PRZECZYTAJ: "Niepodobna oddać tego upojenia"... 101 lat temu Polska odzyskała niepodległość