Widmo „hiperdeficytu” nadal krąży nad budżetem. Do wieczora większość ministrów musi przedstawić swoje sugestie i propozycje dotyczące projektu finansów państwa w przyszłym roku. Więcej czasu ma jedynie resort pracy i polityki społecznej - musi to zrobić do poniedziałku.

Co zaproponują ministrowie? Gdzie poszukają koniecznych oszczędności? Pytanie pozostaje otwarte. Komitety Ekonomiczny i Społeczny Rady Ministrów nie przyjęły założeń do budżetu na 2002 rok i nakazały ministrowi finansów dalszą pracę w porozumieniu z innymi ministrami. A deficyt budżetowy jaki nam grozi według wstępnych, pesymistycznych założeń ministra Bauca to astronomiczne sumy, prawie 90 miliardów złotych. Budżetowa dziura jest pięć razy większa niż wydatki na polską armię.

A skoro mowa o pieniądzach z budżetu i naszej armii - przypomnijmy, że prezydent Kwaśniewski podpisał ustawę o finansowaniu zakupu samolotu wielozadaniowego. Jak bardzo obciąży to kasę państwa w roku 2002? Opinie są podzielone. Oto artykuł "Super drogie myśliwce" w "Prawie i Gospodarce", w którym czytamy, że samoloty wielozadaniowe będą nas kosztować dwa razy więcej niż szacuje rząd. Według obliczeń gazety za warte 3 miliardy osiemset milionów euro samoloty zapłacimy o trzy miliardy euro więcej. Kwota ta będzie rozłożona na 15 lat. Za 60 maszyn zapłacimy najprawdopodobniej kredytem, bo na gotówkę w obecnej sytuacji budżetu trudno liczyć. Dziennik pisze, że spłata kredytu będzie gwarantowana przez rządy państw europejskich lub USA. Są one bowiem żywotnie zainteresowane tym, byśmy kupili samoloty oferowane przez ich rodzime firmy. Autor tekstu w "Prawie i Gospodarce", ma nadzieję, że MON i Ministerstwo Gospodarki wynegocjują dobre warunki.

Analitycy zachodnich banków bardzo źle ocenili odrzucenie przez rządowe komitety doradcze założeń do budżetu na 2002 rok. Nieprzekraczalną granicą deficytu budżetowego w przyszłym roku powinna być suma 35 miliardów złotych. Jak twierdzi minister Bauc, taki deficyt jest do zaakceptowania przez rynki finansowe. A to i tak ogromne pieniądze. Wystarczy powiedzieć, że przychody z prywatyzacji w przyszłym roku resort finansów szacuje na nieco ponad sześć miliardów złotych. A więc żeby zapełnić nawet tę zmniejszoną już dziurę trzeba by uzyskać z prywatyzacji prawie sześć razy tyle. Ministrowie mają się nad czym głowić. Ale nie wszystkie dane i komentarze są takie pesymistyczne. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, głównego ekonomisty ING Barings dane o produkcji przemysłowej w lipcu pokazują, że polskiej gospodarce nie zagraża recesja, a w najbliższych miesiącach możliwe jest nawet ożywienie.

foto RMF

13:45