"Podstawowe parametry - zabezpieczanie miejsca zdarzenia - są spełniane, natomiast brakuje decyzyjności" - tak komentuje akcję służb specjalnych w Sanoku były szef GROM Roman Polko. "Jeżeli pospolity bandyta potrafi sterroryzować duży kwartał miasta, to oznacza, że coś jednak jest nie tak" - dodaje w rozmowie z reporterem RMF FM Romanem Osicą.


Roman Osica: Jak Pan ocenia tę akcję policji i antyterrorystów w Sanoku?

Gen. Roman Polko, były szef GROM: Te parametry podstawowe, one powoli są spełniane - czyli zabezpieczenie miejsca zdarzenia, ten pierścień zewnętrzny. Natomiast chyba brakuje jednak decyzyjności. Jeżeli człowiek - jednak pospolity bandyta - to nie jest jakiś wyszkolony komandos-terrorysta, potrafi sterroryzować duży kwartał miasta, to oznacza, że coś jednak jest nie tak.

Rozumiem. W tej chwili policja wysyła do niego negocjatorów, szturm jakby jest oddalony w czasie. Czy to jest dobra decyzja, czy powinno się od razu takiego człowieka próbować jakby zatrzymać?

Mamy późne godziny popołudniowe, ja myślę, że negocjacje powinny być podjęte na co najmniej na 15-20 minut, godzinę po miejscu zdarzenia. Najpierw przez tych ludzi, którzy są po kursach negocjacyjnych, później przez profesjonalnych negocjatorów. Jeżeli dopiero teraz podejmuje się negocjacje, to to jest jakiś błąd. Oczywiście, negocjacje są szansą dla bandyty, żeby się poddał, żeby zrezygnował. Ale trzeba pamiętać, że w tego typu działaniach, jeżeli sprawca zaczyna strzelać, sprawia realne zagrożenie dla ludności. A już w szczególności, kiedy zaczyna zabijać ludzi i strzela po to, żeby zabić, to po prostu powinien być eliminowany. My jednak tego nie możemy w praktyce zrealizować, ponieważ policyjni antyterroryści nie mają uregulowanej kwestii użycia chociażby broni snajperskiej. Nie wiadomo, kiedy jej mogą użyć, a kiedy nie. Stąd też wcale się nie dziwię, że nie ma takiej decyzji, chociaż wydaje mi się, że powinna już być.

Czyli chce Pan powiedzieć, że antyterrorysta w tej chwili nie może użyć, albo przynajmniej jeśli użyje takiego karabinu snajperskiego, to potem będzie musiał się tłumaczyć? To jest jakoś niezgodne z prawem?

Będzie miał bardzo poważne problemy. Nie ma takiej ochrony prawnej, jak chociażby w Wielkiej Brytanii, kiedy tego typu sytuacje, podejrzewam, że tego terrorysty by już nie było, tego bandyty. Byłby wyeliminowany. W tej sytuacji przede wszystkim snajperzy, przynajmniej kilku snajperów powinno obserwować to okno. Jeżeli ten człowiek się wychyli, po to, żeby strzelać do kogokolwiek, a nawet w powietrze, na wiwat, to to, że wyjdzie z bronią, powinno się jednoznacznie łączyć z tym, że zostanie całkowicie wyeliminowany.

Co, Pana zdaniem, w takim razie policja powinna zrobić? Mamy sytuację taką na ten moment, że człowiek jest zamknięty w pokoju, na razie nie strzela, po prostu tam siedzi i trwają z nim rozmowy, jak rozumiem, przez drzwi.

Próbować, oczywiście standardowo. Próbować za pomocą negocjacji, żeby się poddał. Zmusić go do tego, żeby się poddał, żeby zrezygnował. Jeżeli to nie przyniesie skutku, skłonić go do tego, żeby przeszedł w inne miejsce, pod pozorem nawet tego, że będzie mógł ujść bezkarnie z całej tej sytuacji. Trzeba podjąć taką grę negocjacyjną, która pozwoliłaby w bardziej korzystnych warunkach tego człowieka obezwładnić, zatrzymać.  Jeżeli to nie przyniesie skutku, no to po prostu trzeba przystąpić do działań. I tutaj oczywiście jest wiele znaków zapytania. Jeśli ma zakładników, sytuacja jest zdecydowanie trudniejsza, bo trzeba jednak ratować za wszelką cenę życie zakładników. Jeżeli zakładników nie ma, no to wówczas są środki chemiczne, i inne, które pozwalają skutecznie w takich sytuacjach radzić sobie z bandytami.