"Pracownicy - niewolnicy, rada miasta w tłuszcz obrasta!" - z takimi hasłami przyszli przed gmach urzędu miasta w Katowicach pracownicy instytucji podległych katowickiemu samorządowi: MOSIR-u, Biblioteki Miejskiej, Zakładu Zieleni Miejskiej i Domu Pomocy Społecznej "Przystań". Chcą podwyżek i jednorazowej rekompensaty za to, że ich płace w ostatnich latach nie rosły.

Zarabiamy 1500-1600 złotych, mamy na utrzymaniu rodziny. Jak mamy wyżyć? Jedna czwarta pracowników MOSIR-u korzysta z MOPS-u. To jest skandal! - mówił podczas manifestacji pracownik Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.

O swoich żalach mówili też członkowie załogi Domu Pomocy "Przystań". Przychodzimy do pracy w niedziele, święta. Zostawiamy swoje rodziny, idziemy służyć ludziom. Nie mamy dodatków za niedziele i święta - podkreślała jedna z manifestujących kobiet.

Związkowcy z "Solidarności" chcą, by urząd dał pracownikom podległych katowickiemu samorządowi instytucji 200 złotych podwyżki i kilkaset złotych rekompensaty za to, że ich płace w ostatnich latach nie rosły. Petycję w tej sprawie związkowcy złożyli na ręce przewodniczącego Rady Miasta Jerzego Forajtera.

Ten ostatni tłumaczył manifestującym, że w czasie poprzednich dwóch kadencji miasto poniosło duże koszty związane z inwestycjami, ale radni następnej kadencji pochylą się zapewne nad tym problemem. Dodał, że wiele zależy od prezydenta miasta.

(edbie)