Prezydent Stanów Zjednoczonych na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych dał Saddamowi Husajnowi wybór: zastosować się do rezolucji ONZ albo przygotować się na interwencję wojskową.

Nie możemy siedzieć z założonymi rękami w momencie, gdy niebezpieczeństwo jest coraz większe. Musimy podjąć działania w imię bezpieczeństwa, obowiązujących praw i nadziei ludzkości na przyszłość - mówił wczoraj prezydent USA w czasie wystąpienia na forum ONZ.

Jego przemówienie wywołało falę komentarzy na całym świecie.

Francuscy komentatorzy podkreślają, że Bush nie przedstawił żadnych nowych dowodów na to, że zagrożenie ze strony Iraku coraz bardziej rośnie. Nikt nie broni Husajna, ale znaczna część prasy wyraża obawę, że jeśli ONZ nie weźmie teraz sprawy w swoje ręce, to atak na Irak może się przerodzić w wymykającą się spod wszelkiej kontroli „prywatną wojnę George’a W. Busha”.

Paryż nigdy nie sprzeciwiał się interwencji zbrojnej przeciwko Saddamowi Husajnowi i to właśnie zostało jeszcze raz podkreślone. Prawdą jest jednak, że Francji zależy na tym, by ostateczna decyzja o ataku zaakceptowana została przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Wczoraj Bush zrobił ukłon w stronę ONZ i według władz Francji jest to duży postęp.

Rząd Wielkiej Brytanii w stu procentach zgadza się z wystąpieniem amerykańskiego prezydenta. Zdaniem brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Jacka Strawa obowiązkiem ONZ jest teraz uchwalenie rezolucji, która pozwoliłaby międzynarodowej społeczności na skuteczne rozprawienie się z Saddamem Husajnem.

Brytyjscy politycy z uwagą śledzili ton wystąpienia amerykańskiego prezydenta, by przekonać się, czy jest on rzeczywiście zainteresowany tworzeniem spójnej antyirackiej opozycji.

Wielu polityków na Wyspach jest przekonanych, że USA już teraz przygotowane są wymierzyć samodzielnie cios Bagdadowi. Z ostatnich wypowiedzi Tony’ego Blaira wynika, że jedynym partnerem, na którego w tej sytuacji Stany Zjednoczone mogą liczyć jest Wielka Brytania.

Foto Archiwum RMF

13:50