Po tym jak Rada Nadzorcza Jastrzębskiej Spółki Węglowej odwołała dwóch członków zarządu, do budynku spółki weszło kilkudziesięciu związkowców. Domagali się oni usunięcia z programu posiedzenia rady nadzorczej punktu dotyczącego zmian w zarządzie, sprzeciwiając się możliwemu odwołaniu ze stanowiska prezesa Daniela Ozona.

Stanowiska - decyzją rady nadzorczej - stracili wiceprezes JSW ds. strategii i rozwoju Artur Dyczko oraz wiceprezes ds. handlu Jolanta Gruszka. Według informacji związkowców, w planie było także odwołanie wiceprezesa ds. technicznych Tomasza Śledzia, co jednak - jak mówili - wobec przerwania obrad przez protestujących, nie nastąpiło. Wcześniej, w środę, rezygnację złożył wiceprezes ds. finansowych Robert Ostrowski.

Stanowisko zachował prezes JSW Daniel Ozon, w którego obronie strona związkowa wystąpiła wczoraj podczas konferencji prasowej w Katowicach. 

Dziś ok. 10 rano związkowcy zgromadzili się przed siedzibą spółki. Mieli ze sobą związkowe flagi, a rytm protestu wyznaczały odgłosy wielkiego bębna. Odpalono też kilka petard. Pikieta przebiegała spokojnie tylko do czasu aż Rada Nadzorcza Jastrzębskiej Spółki Węglowej zdecydowała o odwołaniu dwóch członków zarządu - Artura Dyczki i Jolanty Gruszki. 

Związkowcy weszli do sali, w której trwało posiedzenie rady nadzorczej i domagali się wyjaśnień. Chcieli wiedzieć, jakie są powody odwołania dwóch członków zarządu. Żądali też rezygnacji szefowej rady Haliny Buk.

Twierdzili, że jeśli nawet rada nie odwoła Daniela Ozona, to w obecnej sytuacji, kiedy jego zaufane osoby straciły stanowiska, on sam może podać się do dymisji.


Związkowcy bronią prezesa

Związkowcy bronili prezesa Daniela Ozona i... półtora miliarda złotych. Według nich ministerstwo energii naciska, by spółka taką właśnie kwotę przeznaczyła na budowę bloku energetycznego w Elektrowni Ostrołęka.

Mówimy, że chcemy zabezpieczyć tę firmę, żeby mogła normalnie funkcjonować i się rozwijać  - powiedział reporterce RMF FM Annie Kropaczek jeden z protestujących.

Związkowcy podkreślali, że nie chcą, żeby powtórzyła się sytuacja z 2015 roku. Wtedy zabrakło pieniędzy na wypłaty dla pracowników. Kopalnie były zastawione, a banki stawiały nam warunki - twierdzą.

Dajemy zaufanie temu zarządowi, bo razem jedziemy na jednym wózku - powiedział inny protestujący.

Według związków skoro z obrad nie zdjęto punktu o zmianach w zarządzie, to nie ma pewności, czy prezes JSW Daniel Ozon zachowuje swoje stanowisko. 

Przed godz. 15:30 część Rady Nadzorczej JSW opuściła siedzibę firmy w asyście policji. Towarzyszyły temu gwizdy i okrzyki związkowców: "Hańba", "Złodzieje".

Po zakończeniu posiedzenie rady czterej jej członkowie, reprezentujący pracowników, ogłosili, że nie zgadzają się z odwołaniem dwojga wiceprezesów spółki. Ocenili, że decyzje te nie służą dobru JSW i negatywnie wpływają na jej funkcjonowanie oraz dalszy rozwój.

Związkowcy zapowiedzieli później, że będzie dalszy ciąg akcji protestacyjnej, ale jeszcze nie wiadomo, na czym będzie ona polegała. Związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej będą się w tej sprawie naradzać. Sztab protestacyjny ma się przekształcić w protestacyjno-strajkowy. Związkowcy chcą się do dalszych działań dobrze przygotować. Dzisiejsze decyzje rady nadzorczej zdaniem związkowców bardzo poważnie szkodzą spółce

Nie było mowy o tym, żeby dyskutować o tym, dlaczego odwołuje się członków zarządu. To jest nie do przyjęcia. W spółce, która jest notowana na giełdzie, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca - mówi jeden ze związkowców Paweł Kołodziej.

Opracowanie: Nicole Makarewicz, Anna Kropaczek, Magdalena Partyła