Ani dymisji, ani chociażby zawieszenia w czynnościach - z trzech wysokich urzędników NIK, których nazwiska pojawiły się w aferze z ustawianiem wyników konkursów w Izbie, jeden wciąż kieruje delegaturą - ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada.

Ani dymisji, ani chociażby zawieszenia w czynnościach - z trzech wysokich urzędników NIK, których nazwiska pojawiły się w aferze z ustawianiem wyników konkursów w Izbie, jeden wciąż kieruje delegaturą - ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Zdj. ilustracyjne /Rafał Guz /PAP

Wicedyrektor Izby z Rzeszowa a także wiceszef Wydziału Środowiska z centrali, zostali wysłani na wypoczynkowe urlopy. Po powrocie decyzją swoich przełożonych mają się zajmować jedynie pracami administracyjno-organizacyjnymi.

Z kolei szef delegatury w Łodzi zdecydował jedynie o tym, że nie będzie podpisywał protokołów po kontrolach w swej instytucji. I to wszystko. O podawaniu się do dymisji nie ma mowy.

Pod koniec sierpnia do Sejmu trafił wniosek o uchylenie immunitetów Krzysztofowi Kwiatkowskiemu i posłowi PSL Janowi Buremu. Mają mieć postawione zarzuty w tej aferze. Wniosek o uchylenie im immunitetów jest już w Sejmie - Kwiatkowski chciałby tam wystąpić na posiedzeniu plenarnym. Być może dziś w Sejmie zapadnie decyzja w tej sprawie.

Prokuratura chce postawić szefowi NIK Krzysztofowi Kwiatkowskiemu cztery zarzuty - "manipulowanie przebiegiem konkursu na stanowiska dyrektora delegatury NIK w Rzeszowie, wicedyrektora delegatury w Rzeszowie, dyrektora delegatury NIK w Łodzi i wicedyrektora departamentu środowiska w NIK".

W przypadku Jana Burego zarzuty można podzielić na dwie grupy - chodzi zarówno o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych do wpływania na wyniki konkursów na te stanowiska, ale również o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych w trakcie trwania kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z gmin na Podkarpaciu.

Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk poinformował, że prokuratorzy zebrali bardzo obszerny materiał dowodowy w tej sprawie. To m.in. nagrania rozmów telefonicznych. Zgodę na ich utrwalanie wyraził sąd - podkreślił rzecznik.

Według katowickiej prokuratury, która prowadzi tę sprawę, kandydat popierany przez szefa NIK-u przegrał rywalizację o jedno ze stanowisk w Łodzi, konkurs został tam unieważniony. Dlatego przed drugim konkursem kandydat ten wiedział już, o co będzie pytany i miał materiały do przygotowania się. 

Kwiatkowski: Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów

Jestem spokojny o finał (tej sprawy - przyp. red.), bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie - zapewniał pod koniec sierpnia w oświadczeniu szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski.

Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy prowadzonej przez katowicką prokuraturę. Dlatego wystąpiłem z prośbą do Marszałek Sejmu o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli - napisał w aktualizacji swojego oświadczenia Krzysztof Kwiatkowski.

Kwiatkowski w swoim oświadczeniu podkreślił, że katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany - zapewnia szef Izby.

Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek - zapewnia Kwiatkowski.

Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym - dodaje szef NIK.

Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem - deklaruje Kwiatkowski.

Tutaj możecie przeczytać całe oświadczenie Krzysztofa Kwiatkowskiego.

(mpw)