"Płacimy dobrze, ale wymagamy także bardzo dużo" - mówi prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Dodaje, że jest za jawnością płac, ale prawo nie pozwala na ujawnienie zarobków. "Ustawę o jawności wynagrodzeń w NBP podpisze obydwoma rękoma; ale trzeba tej ustawy, żebym mógł to zrobić" - podkreślił.

Adam Glapiński podczas konferencji prasowej odniósł się też w ostrych słowach do wypowiedzi wicepremiera Jarosława Gowina, który pytał "jakie kompetencje przemawiają za tak szokującym poziomem zarobków współpracownic Glapińskiego".

Za bardzo nie słucham politycznych wypowiedzi, natomiast jakby to zręcznie powiedzieć, eufemistycznie co do pana premiera Gowina (...): Radziłbym panu Gowinowi, żeby dwa razy wziął głęboki oddech zanim się wypowiada na temat NBP. Jedna z największych, dobrych tradycji w Polsce - zapisana zresztą w odpowiednim piśmiennictwie prawnym jest taka, że NBP i rząd to są całkowicie odrębne instytucje. I świętą tradycją jest, że przedstawiciele NBP-u nie komentują prac rządu i ministrów, np. reformy szkolnictwa wyższego i pan Gowin też powinien dwa razy wziąć głęboki oddech, a jak to nie pomoże, to zimny prysznic - powiedział Glapiński. 

Szef NBP zbulwersowany "atakiem na współpracowniczki"

Szef NBP mówi również, że jest zbulwersowany atakiem na swoje współpracowniczki. Na dwie panie dyrektor - Martynę Wojciechowską i Kamilę Sukiennik - podkreśla Glapiński. Szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor. (...) Z nieznanych mi powodów. Z powodu ich może wyglądu, czy czegoś innego. Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, nad ich rodzicami. Wszyscy są w Warszawie szalenie zbulwersowani - mówi. 

Zapowiada też, że będzie bronił współpracownic. Twierdzi również, że zarabiają tyle ile inni dyrektorzy, a nie 65 tysięcy złotych miesięcznie, natomiast średnia dyrektorska to 36-37 tysięcy złotych.

Martyna Wojciechowska jest wśród czternastu dyrektorów w NBP, którzy zarabiają podobnie - mówi szef NBP.

Glapiński podkreśla jednak, że nie ujawni zarobków swoich współpracownic, bo nie pozwala mu na to RODO - czyli unijne prawo o ochronie danych osobowych. Jak dodaje, kwoty poda, gdyby powstała ustawa, która nakazywałaby ujawnienie tych zarobków. W środę złożenie projektu takiej ustawy zapowiedziała opozycja. Wstępnie poparło to nawet Prawo i Sprawiedliwość.

Ustawę o jawności wynagrodzeń w NBP podpisze obydwoma rękoma; ale trzeba tej ustawy, żebym mógł to zrobić - mówi szef NBP. Dodaje jednak, że taka ustawa byłaby dla banku tragiczna, bo obecni, gorzej wynagradzani pracownicy chcieliby podwyżek, a ci dopiero rekrutowani stawialiby bardzo wysokie warunki finansowe. 

Borowski o wypowiedzi Glapińskiego: To jest bardzo obłudne

Wypowiedź prezesa Glapińskiego skomentował w Popołudniowej rozmowie w RMF FM senator Marek Borowski.

Jeżeli chodzi o samą wypowiedź prezesa Glapińskiego, że oto obydwiema rękami podpisałby się pod ustawą (ujawniającą zarobki pracowników NBP - przyp. red.), byleby ona była - to to jest bardzo obłudne. Dlatego, że mniej więcej 1,5 roku temu był projekt ustawy opracowany przez pana Mariusza Kamińskiego z CBA. Przypomnę, to była ustawa o jawności życia publicznego i tam między innymi była kwestia ujawniania zarobków w różnych instytucjach, między innymi w NBP. Do tej ustawy Narodowy Bank Polski dał opinię podpisaną przez prezesa Glapińskiego, gdzie na 11 stronach wyjaśnia, że NBP nie powinien podlegać tej ustawie - powiedział Borowski.

Ile zarabiają współpracowniczki prezesa NBP?

Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracowniczkach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa Narodowego Banku Polskiego Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. złotych.

Według naszych informacji awans dyrektorski dostała w sierpniu 2016 roku. Porównując jej oświadczenia majątkowe sprzed awansu i po nim oszacowaliśmy, że po podwyżce w sierpniu zarabia ok. 65 tys. miesięcznie wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami. Dla porównania - były prezes NBP Marek Belka dostawał w sumie ok. 57 tys. zł miesięcznie - napisała "GW". Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.

opracowanie: