Nowe szefostwo Centralnego Biura Antykorupcyjnego odkryło, że za czasów Mariusza Kamińskiego pracownicy Biura dostawali ogromne nagrody - pisze "Gazeta Wyborcza". W 2008 r. na ten cel przeznaczono 6,4 mln zł. Służba wywalczyła sobie też zarobki dwa razy wyższe niż policja oraz wyższe niż inne specsłużby.

Początkujący agent zarabiał ok. 4 tys. zł; eksperci - ok. 6 tys.; naczelnicy wydziałów - powyżej 7 tys.; dyrektorzy zarządów - ok. 8 tys. Plus premie, dwie nagrody roczne i w końcu nagrody uznaniowe za znaczące wyniki w służbie, wykonywanie zadań (...) wymagających zaangażowania i odpowiedzialności.

Nagrody wypłacano za głośne, medialne sprawy, i to wąskiej grupie osób. Funkcjonariusze łapią się za głowy - mówi rzecznik Biura Jacek Dobrzyński.

Nowe szefostwo CBA odkryło system nagród, jaki wprowadził Mariusz Kamiński. Wyłącznie on rozdawał główne bonusy, czyli nagrody uznaniowe (w CBA nazywali je: "bądź z nami").

W połowie lipca 2007 r. ok. 60 wybrańców Kamińskiego dostało do podziału 600 tys. zł. Była to wypłata za trud ścigania korupcji w resorcie rolnictwa Andrzeja Leppera. Po paru miesiącach agenci CBA wręczyli łapówki posłance PO Beacie Sawickiej i burmistrzowi Helu. Za tę operację Kamiński nagrodził ok. 50 funkcjonariuszy. Dostali aż 700 tys. zł. Najwyższa nagroda - 28 tys. Takie pieniądze brali dyrektorzy Zarządu Operacyjno-Śledczego.

W sierpniu 2009 r. - po zakończeniu kompromitującej operacji poszukiwania rzekomo ukrytego majątku Kwaśniewskich - wypłacono 273 tys. zł (CBA zostało z kupioną przez agenta willą, z którą nie wie, co zrobić).

Słynny "agent na elity" Tomasz - pracując nad sprawą Sawickiej, celebrytki Weroniki Marczuk i Kwaśniewskich - dostał ok. 100 tys. zł nagród - szacują źródła "Gazety Wyborczej".