13 osób nie żyje, 650 domów spłonęło, ewakuowano tysiące mieszkańców – taki jest dotychczasowy bilans pożarów w południowej Kalifornii. Strażacy walczą tam co najmniej z 10 pożarami w co najmniej 4 przypadkach, żywioł wymknął się spod kontroli.

Niestety, wysoka temperatura i silny wiatr (nawet 80 km/h) wciąż sprzyjają rozszerzaniu się ognia. Eksperci zwracają także uwagę na to, że obszary na wschód od Los Angeles od dawna nie padły ofiarą pożaru, jest tam więc dużo wyschniętej, łatwopalnej roślinności.

Dodatkowo szybka rozbudowa osiedli na tych terenach sprawia, że ogień zagraża wielkiej liczbie ludności – ogień może strawić nawet tysiąc domów. Dlatego strażacy koncentrują się nawet nie na samym gaszeniu pożaru, ale przede wszystkim na odepchnięciu go od skupisk ludzkich. Niestety, z niewielkim powodzeniem.

Zobacz również:

Dwa największe pożary – jak się przypuszcza – są efektem podpalenia. Mniejszy, w okolicach San Diego, który kosztował już życie co najmniej 2 osób, także powstał przez zaprószenie ognia – zabłąkany myśliwy, ogniem chciał sprowadzić ekipę ratunkową.

Gubernator Kalifornii wprowadził stan wyjątkowy w 4 hrabstwach - Los Angeles, San Diego, Ventura i San Bernardino. Walka z pożarami jest bardzo trudna ze względu na tak zwane "diabelskie wiatry", gorące i suche wichury nadciągające z terenów pustynnej Nevady.

07:15