Uniewinnić Jagiełłę i Długosza, wnoszą ich obrońcy w mowach końcowych w procesie starachowickim. Jedna z najgłośniejszych polskich afer zbliża się do końca. Wyrok może zapaść jeszcze w styczniu.

W Starachowicach mieszkają biedni ludzie. Chcieli sobie troszeczkę dorobić, ale gdzie im do grup przestępczych z Wołomina i Pruszkowa – w ten sposób swoją mowę zaczął jeden z obrońców Andrzeja Jagiełły. Drugi z kolei rozwodził się nad stwierdzeniem „utrudnianie śledztwa”. Po filozoficznych wywodach mecenas dowodził, że Jagiełło absolutnie nikogo nie ostrzegał.

Obrońcy Henryka Długosza stwierdzili, że po przeanalizowaniu podsłuchów z rozmów doszli do wniosku, że ich klient również jest niewinny. Mecenas Wojciech Czech mówił, że to w Warszawie układano całe śledztwo na zlecenie ówczesnego prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka.

Sąd odłożył mowę końcową obrońcy Zbigniewa Sobotki na następną rozprawę za sześć dni. Wtedy też głos zabiorą sami oskarżeni.

Przypomnijmy. Na poprzedniej rozprawie prokuratorzy zażądali dla Jagiełły kary 1,5 roku więzienia, dla Długosza – 2 lat, a dla Sobotki – 2,5 roku pozbawienia wolności. Wg prokuratury Jagiełło, Długosz i Sobotka, były wiceminister MSWiA, uprzedzili starachowickich samorządowców o planowanej akcji CBŚ.

Jeśli obrońcy i oskarżeni zmieszczą się w wyznaczonym przez sąd czasie, wyrok w tej sprawie może zapaść jeszcze w styczniu.