W lutym przyszłego roku odbędą się przedterminowe wybory w Izraelu. Decyzję o ich rozpisaniu podjął w Jerozolimie premier Ariel Szaron, ponieważ nie udało mu się utworzyć nowego rządu z radykalnym Zjednoczeniem Narodowym. Ugrupowanie to żąda dalszego zaostrzenia kursu wobec Palestyńczyków.

Nieoficjalnie wiadomo, że Zjednoczenie domagało się między innymi wypędzenia Arafata i zajęcia terenu całej Autonomii Palestyńskiej. Według Szarona byłoby to sprzeczne ze zobowiązaniami podjętymi przez Izrael wobec Waszyngtonu.

Szaronowi nie udały się również próby włączenia do rządu Benjamina Netanjahu, który chce rywalizować z nim o nominację ich macierzystej partii Likud na stanowisko premiera w przyszłych wyborach.

W tej sytuacji Szaron zdecydował się przeprowadzić wybory już za 3 miesiące,

mając nadzieję, że w tym krótkim czasie opozycja nie zdoła odpowiednio się przygotować do walki o miejsca w 120-osobowym Knesecie.

Jeszcze wczoraj wydawało się, że do wcześniejszych wyborów w Izraelu nie dojdzie. Gabinet Szarona przetrwał 3 głosowania o wotum nieufności i wyglądało na to, że dzięki temu jeszcze się wzmocnił. Wnioski złożyli pacyfiści, liberałowie i 10 deputowanych arabskich.

Posłuchaj też relacji korespondenta RMF na Bliskim Wschodzie, Elego Barbura:

17:30