"Strażnica" spółka z ograniczoną odpowiedzialnością - to straż pożarna, której trzeba zapłacić. Firma zajmuje się ochroną przeciwpożarową na terenie byłych zakładów chemicznych Blachownia w Kędzierzynie Koźlu. Funkcjonuje tam 40 firm, ale tylko 16 z nich współfinansuje "prywatnych" strażaków i może liczyć na interwencję w razie pożaru czy innego zagrożenia. Pozostałe muszą wzywać jednostkę Państwowej Straży Pożarnej.

Spółka "Strażnica" powstała dwa lata temu na bazie zakładowej straży pożarnej. Nowa firma przejęła ludzi i sprzęt, ale nie zasady działania. Teraz jest to spółka prawa handlowego, która musi dbać o swój interes, musi na siebie zarobić. Statut "Strażnicy" określa dokładnie teren działania. Ochroną objęte są firmy, które podpisały odpowiednią umowę i dają pieniądze: "Gaszenie pożarów u kogoś, na cudzy koszt nie może wchodzić w rachubę". Prezes "Strażnicy" Janusz Katolik twierdzi, że jeśli jego ludzie będą wyjeżdżać do każdego pożaru, firma wcześniej czy później padnie. Zdarzały się już interwencje poza wyznaczonym terenem działania i do tej pory nikt nie zwrócił kosztów tych akcji. Problem w tym, że najbliższa jednostka Państwowej Straży Pożarnej potrzebuje prawie pół godziny, by dojechać do Blachowni.

foto Archiwum RMF

07:25