​Rosyjskie Ministerstwo Finansów ma dość umacniającego się rubla. Według ministra Antona Siluanowa, aprecjacja kosztuje budżet federalny "biliony". Resort chce osłabić rubla, np. poprzez skupywanie walut "zaprzyjaźnionych krajów".

Rubel przeżywa w tym roku prawdziwy rollercoaster. Po rozpoczęciu się rosyjskiej inwazji na Ukrainę jego kurs załamał się. Do akcji wkroczył bank centralny, który podniósł stopy procentowe do 20 proc. Resort finansów z kolei wprowadził restrykcje kapitałowe i nakazał eksporterom odsprzedawać większość uzyskiwanych walut zagranicznych. Dodatkowo Władimir Putin podpisał dekret, zgodnie z którym inne kraje mają płacić za gaz rublami. To wszystko doprowadziło do znaczącego umocnienia się rubla - obecnie waluta jest najsilniejsza od 2015 roku.

Silna waluta to z jednej strony dobra wiadomość, ze względu na tańszy import. Liczne sankcje utrudniają Rosji jednak sprowadzanie wielu produktów. Mocny rubel uderza natomiast w ważny dla rosyjskiej gospodarki eksport, który traci konkurencyjność.

Rosyjski rząd nie wyklucza interwencji walutowych, w celu ustabilizowania kursu rubla - przekazał minister finansów Anton Siluanow. Władze wykorzystałyby do tego dużo wyższe zyski ze sprzedaży ropy i gazu.

Nasza zasada na bieżący rok, to: "cały dochód idzie na wydatki", chociaż na razie zaplanowaliśmy więcej wydatków, niż będziemy mieli wpływów. Ale część wydatków można pominąć, a przychody z ropy naftowej i gazu można wykorzystać do przeprowadzenia interwencji na rynku walutowym - mówił rosyjski minister.

Siluanow tłumaczył, że znaczące umocnienie się rosyjskiej waluty szkodzi. Według niego, jeśli euro i dolar tanieją o 10 rubli, to budżet traci na tym bilion rubli (ponad 80 mld zł). Rosja ostatnio zniosła ograniczenia walutowe dla eksporterów, jednak według Siluanowa nie wpłynęło to na kurs waluty. 

Jak sam mówi, do osłabienia waluty potrzebna jest interwencja banku centralnego lub resortu finansów. Podkreślił jednak, że takie działania są niebezpieczne ze względu na sankcje. Rozważane jest jednak skupywanie walut "zaprzyjaźnionych krajów", by w ten sposób doprowadzić do deprecjacji rubla. 

Szef resortu rozwoju gospodarczego Maksym Reszetnikow wskazał, że przerzucanie środków budżetowych na rynek walutowy w celu osłabienia rubla, nie jest dobrym pomysłem. Obawiam się, że raczej pogorszymy sytuację, bo w obliczu braku popytu, ograniczenie wydatków budżetowych będzie miało jeszcze bardziej negatywny wpływ na gospodarkę - mówił.

Minister podkreślił, że jeśli silny rubel będzie się utrzymywał przez kolejne miesiące, to wiele przedsiębiorstw może ograniczyć produkcję, gdyż rentowność wielu branż zorientowanych na eksport stała się ujemna.

Resznikow wskazał, że obecnie Rosjanie nie wydają pieniędzy, tylko oszczędzają, po wybuchu wojny nastąpił znaczący napływ środków na lokaty. Już jest oczywiste, że w czerwcu będziemy mieli deflację - mówił.

Szefowa banku centralnego Elwira Nabiullina skrytykowała plany osłabiania rubla i podkreśliła, że mimo czerwcowych spadków cen nie widzi ryzyka tzw. spirali deflacyjnej. Jest to w dużej mierze korekta po gwałtownym wzroście cen, który mieliśmy pod koniec lutego i na początku marca - przekonywała. Podkreśliła, że jak inflacja będzie spadała, to Bank Rosji będzie nadal obniżał stopy procentowe, która obecnie są na poziomie 9,5 proc.