Donaldowi Tuskowi nie podoba się pomysł ludowców, by promować macierzyństwo w systemie emerytalnym. Bardziej prawdopodobne jest, że koalicyjny kompromis będzie dotyczył częściowej emerytury dla tych, którzy po sześćdziesiątce nie będą mogli znaleźć pracy - podkreśla "Gazeta Wyborcza". W tym tygodniu kończą się konsultacje społeczne projektu ustawy o zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn i podniesieniu go do 67 lat.

Zobacz również:

Projekt jeszcze w marcu ma znaleźć się w Sejmie. Prezydia PO i PSL będą więc w najbliższych dniach szukać kompromisu na specjalnym spotkaniu na szczycie. Dotychczasowa debata pokazuje, że premier w sprawie podniesienia wieku emerytalnego będzie skazany na PSL. Ruch Palikota i SLD, które deklarują, że Polacy powinni dłużej pracować, mają własne pomysły na reformę - niekoniecznie zbieżne z rządowymi.

A PSL zdaje sobie sprawę z tego, że jest języczkiem u wagi. Co więcej, ludowcy chcą być w koalicji tą ''bardziej społeczną twarzą''. Każde ustępstwo Tuska prowadzące do złagodzenia rządowego projektu uznają więc za swoje zwycięstwo.

Premierowi nie bardzo podobają się jednak pomysły koalicjanta, by premiować w systemie emerytalnym rodzicielstwo. Jak mówi jeden z ludzi Tuska, nie przejdzie pomysł PSL, by kobietom, które urodzą dzieci - wzorem Francji - dopisywać do kapitału emerytalnego 10 procent składek zgromadzonych na koncie w momencie przejścia na emeryturę. Tusk - jak mówią jego ludzie - nie wierzy, żeby to zachęciło Polki do rodzenia dzieci. Młode kobiety powstrzymuje przed posiadaniem dzieci raczej brak żłobków czy przedszkoli niż to, że jako matki nie dostają bonusów, przechodząc na emeryturę - mówi "Gazecie Wyborczej" osoba z kancelarii premiera. Poza tym na dopisywaniu składek najbardziej zyskaliby najbogatsi, którzy na swoim koncie zgromadzą ich najwięcej. A premier uważa, że państwo powinno wspierać najuboższych - dodaje.

Szef klubu PSL Jan Bury dystansuje się jednak od tego pomysłu. To nie był pomysł PSL, tylko rzecznika klubu parlamentarnego - mówi.

Kontrowersje budzi też ogłoszony w piątek pomysł byłej minister pracy z PSL Jolanty Fedak. Proponuje ona, by kobiety, które urodziły lub adoptowały dzieci, miały powiększony kapitał emerytalny o 20-30 tysięcy złotych. Zdaniem szefa sejmowej komisji finansów Dariusza Rosatiego, byłoby to zwiększanie wypłat z funduszu emerytalnego w sytuacji, kiedy nie ma zwiększonych dochodów. A budżet tego nie wytrzyma.

Jak jednak podkreśla Bury, rada naczelna PSL, a także klub parlamentarny partii zatwierdziły tylko dwa pomysły złagodzenia reformy: aby kobiety, które urodzą dzieci, mogły przechodzić na emeryturę wcześniej (trzy lata za jedno dziecko, maksymalnie dziewięć lat), a także, by reformę rozbić na dwa etapy - do 2020 roku podwyższamy wiek emerytalny kobiet i mężczyzn o dwa lata, a potem kolejny rząd decyduje, czy kontynuować zmiany.

Jednak - jak pisze gazeta, powołując się na źródła w kancelarii premiera - najbardziej prawdopodobne, że kompromis między koalicjantami będzie dotyczył wprowadzenia częściowej emerytury dla osób po sześćdziesiątce, które nie będą mogły znaleźć pracy. Na częściową emeryturę - jak mówił Tusk - mogłyby przejść osoby, które zgromadzą kapitał pozwalający na wypłatę minimalnego świadczenia. Taka emerytura nie mogłaby wynosić więcej niż emerytura minimalna i nie można by jej łączyć z pracą.

W PSL już mówią, że to sukces ludowców. To rozwiązanie wychodzi naprzeciw naszym oczekiwaniom i obawom starszych ludzi, którzy boją się, że stracą pracę w wieku 58 czy 60 lat i nie będą mieli gdzie dopracować do emerytury. Dla nich musimy stworzyć bezpieczną kładkę - mówi Jan Bury.