Norylsk to wzniesione 50 lat temu ogromne miasto na palach. To także centrum gigantycznego kombinatu niklowego. W 9-piętrowych blokach mieszka ćwierć miliona ludzi. W Norylsku ciepło jest zaledwie 3 miesiące, przez większą część roku kilkudziesięciostopniowe mrozy skuwają ziemię tak, że przypomina ona skałę.

W Norylsku początkowo jednopiętrowe domy budowano na szerokich fundamentach. Jednak, aby zbudować prawdziwe bloki, sięgnięto po bardziej skomplikowaną metodę. Wierci się otwory do samej skały. Mogą one mieć 10, 20, a nawet 40 metrów. Wbija się w nie specjalne pale. Dopiero na nich opiera się fundament, na którym powstanie dom - opowiada Władimir, z którym rozmawiał korespondent RMF Andrzej Zaucha.

Nawet tak zbudowane gmachy trzeba jednak bacznie obserwować, ponieważ w warunkach dalekiej północy, fundamenty łatwo mogą ulec uszkodzeniu.

Tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego, przez kilka lat nikt w Norylsku się tym nie zajmował i wiele bloków zaczęło się rozsypywać. Przyjechałem na urlop z Akademii Wojskowej, idę po mieście i nie ma wielu domów. Chciałem odwiedzić mojego przyjaciela, patrzę i nie ma jego domu - opowiada dalej Władimir.

W ciągu ostatnich lat proces rozpadu został powstrzymany dzięki pieniądzom, jakie przynosi największy na świecie zakład produkujący nikiel. Niestety nikt nie wie na jak długo.

Norylsk to także miasto pełne samochodów. Pracownicy kombinatu górniczo-hutniczego świetnie zarabiają. Jednak jeżdżenie, a nawet samo posiadanie samochodu w miejscu, gdzie zima trwa dziewięć miesięcy, a temperatura spada do minus 50 stopni, to prawdziwy koszmar.

Przed biurami, sklepami, a wieczorem na parkingu przy wejściu do kina stoją puste samochody z kluczykami w stacyjkach i silnikami pracującymi na wolnych obrotach. Gdy ktoś przyjechał w gości, na godzinę czy półtorej, nie wyłącza samochodu, bo to niebezpieczne - tłumaczy Tatiana. Gdy mróz sięga kilkudziesięciu stopni poniżej zera, ponowne uruchomienie auta może się nie udać.

Ale nie można też wydawać wszystkich pieniędzy na drogą benzynę. Mieszkańcy Norylska mają jednak swoje sposoby: Mój kolega ma BMW, a nie ma garażu. Zimą, żeby samochód nie zamarzł, co dwie godziny ktoś z rodziny wychodzi i go rozgrzewa - opowiada Władimir.

W centrum Norylska można zobaczyć nawet nowiuteńkie terenowe hondy i toyoty pozostawione bez opieki z włączonymi silnikami. Kradną samochody, ale niezwykle rzadko, gdyż tutaj to nie ma najmniejszego sensu - zauważa Tatiana, a Władimir dodaje: Przecież u nas nigdzie nie można uciec - poza norylski rejon przemysłowy nigdzie nie wyjedziesz.

Norylsk to prawdziwa wyspa, odcięta od Rosji tysiącami kilometrów tundry i tajgi. Można się do niego dostać tylko statkiem lub samolotem, a najdłuższa szosa do sąsiedniej Dudinki liczy 90 kilometrów.