Oddziały izraelskiej armii wspierane przez czołgi wkroczyły do Nablusu na Zachodnim Brzegu, wywołując zaciekły opór Palestyńczyków. Po dwóch godzinach Izraelczycy wycofali się z miasta. Jak informuje palestyńska służba bezpieczeństwa, w wymianie ognia rannych zostało siedem osób, stan dwóch z nich jest ciężki.

Wkroczenie do Nablusu było reakcją na wczorajszy zamach. W pobliżu miasta palestyńscy bojówkarze zastrzelili żydowską osadniczkę. Izraelsko - palestyńskie gry wojenne toczą się już 16 miesięcy. Wszystkie dotychczasowe próby mediacji zakończyły się fiaskiem. W Stanach Zjednoczonych zakończyła się właśnie wizyta izraelskiego premiera, Ariela Szarona. Amerykańska administracja obiecała nadal wywierać presję na przywódcę Palestyńczyków,Jasera Arafata, by skuteczniej zwalczał palestyński terror, jednak odmówiła zerwania kontaktów z przywódcą Autonomii. Jak można przeczytać w dzisiejszym izraelski dziennik Haerec, podczas wizyty w USA, Szaron domagał się też wypłaty 800. milionów dolarów. Taką sumę obiecał Izraelczykom prezydent Bill Clinton w zamian za wycofanie się z Libanu w maju 2000 roku. Część tych pieniędzy miała być przeznaczona na budowę nowych umocnień na granicy izraelsko libańskiej. Jednak amerykański kongres nigdy nie zatwierdził decyzji Clintona i nie zgodził się na wypłatę rekompensaty. Bush skupiony na wojnie z terroryzmem też nie ma zamiaru realizować przyrzeczeń swego poprzednika.

Tymczasem dwaj palestyńscy zamachowcy zostali zastrzeleni przez izraelską służbę bezpieczeństwa, po tym jak otworzyli ogień do przechodniów. Stało się to w pobliżu wejścia do jednostki wojskowej w mieście Beersheva w południowym Izraelu. Rannych zostało co najmniej 5 osób. Jedna z postrzelonych kobiet zmarła w szpitalu. Posłuchajcie też relacji izraelskiego korespondenta RMF, Eli Barbura.

Foto: Archiwum RMF

15:00