Wracających do ćwiczeń czeka przy kasach niemiłe zaskoczenie. W wielu klubach ceny są wyższe niż w czasach przedkowidowych. Branża fitness ucierpiała wyjątkowo w czasie pandemii i potrzebuje teraz finansowej suplementacji.

W niektórych przypadkach ceny rosną jak na odżywkach, o ponad 20 procent. Siłownie otwarte są pierwszy dzień, więc na razie nie ma danych przekrojowych, ale wystarczyło kilkanaście telefonów, by przekonać się, że przeważnie jest drożej niż przed pandemią.

Z tego bardzo ograniczonego badania rynkowego wynika, że wszędzie honorowane są karnety zamrożone przez obostrzenia, ale w wielu miejscach przedłużenie wejściówki albo kupienie nowej oznacza już wyższy wydatek.

Ogólnopolska sieć ponad 20 klubów dźwignęła cenę miesięcznej wejściówki w Warszawie ze 110 do 130 zł, a w Bielsku Białej z 90 na 110 zł. W klubie w Zamościu nastąpiło podciąganie ceny ze 109 na 119, zaś w Kaliszu wyciskają z klienta 109 zamiast 89 zł.

W jednym z klubów w Krakowie właścicielka informuje, że zrezygnowała z miesięcznych karnetów, cała polityka cenowa się zmieniła, więc trudno porównywać stawki.

W kilku przypadkach poinformowano nas, że ceny się nie zmieniły, ale w większości dotyczy to miejsc, gdzie karnety były drogie już przed pandemią.

Zdarzają się też promocje i na przykład klub w Kwidzynie na rozgrzewkę chce za miesiąc 69 a nie 109 złotych.

Branża liczy ogromne straty

Branża fitness potrzebuje teraz finansowej suplementacji. Co prawda łączna pomoc państwowa dla niej przekroczyła 400 mln złotych, ale wiele placówek nie mogło korzystać ze wsparcia. Straty całej branży są wyceniane na 2,3 mld złotych.

Podwyżki mogą zniechęcać klientów, ale konkurencja się zmniejszyła, bo część przedsiębiorców w tej branży nie wytrzymała pandemii. Ponadto ceny w Polsce w ogóle szybko rosną, w szczególności dotyczy to usług, Płace również szybko idą w górę, zatem klienci powinni przyjąć podwyżki bez większego bólu mięśnia sercowego. 

Opracowanie: