"Zatrzymani aktywiści w swoich wyjaśnieniach wskazywali, że działali z potrzeby i odruchu serca, żeby uchronić te osoby od głodu, zimna" - mówił w Rozmowie o 7:00 w Radiu RMF24 o procesie tzw. "piątki z Hajnówki" mecenas Jarosław Jagura z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. "Jedna osoba ma zarzut, że dostarczyła wodę, pożywienie, ciepłą odzież, schronienie tym osobom" - wyjaśniał.
Prowadzący rozmowę pytał o proces tzw. "piątki z Hajnówki". Piątka aktywistów jest sądzona za to, że na polsko-białoruskiej granicy nakarmiła rodzinę z dziećmi i przewiozła ich do najbliższego miasta. Grozi im 5 lat więzienia.
Obrońcy praw człowieka uważają zarzuty za bezzasadne. O oddalenie zarzutów apeluje do ministra Adama Bodnara prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
Jarosław Jagura wyjaśniał w rozmowie, że grupa aktywistów chciała pomóc 10-osobowej rodzinie, w tym 7 dzieci, żeby uniknęły pushbacku, chcąc ratować im zdrowie i życie. I za to postawiono im zarzuty, próbowano ich tymczasowo aresztować, na co ostatecznie sąd się nie zgodził - wyjaśnił mecenas.
W swoich wyjaśnieniach wskazywali, że działali z potrzeby i odruchu serca, żeby uchronić te osoby od głodu, zimna i pozostawania w wycieńczeniu w lesie - mówił gość Radia RMF24.
Jak dodał, jeden z aktywistów ma zarzut, że dostarczył wodę, pożywienie, ciepłą odzież, schronienie tym osobom. Piątka aktywistów - jak wynika z oskarżenia - miała uławiać pobyt na terenie kraju niezgodnie z przepisami.
Co ciekawe, żeby można było zastosować przepis o ułatwianiu niezgodne z prawem pobytu na terytorium RP, trzeba wykazać, że osoba działała w celu osiągnięcia korzyści osobistej lub majątkowej. W aktach sprawy nie ma śladu, że osoby, które pomogły uchodźcom, osiągnęły korzyść osobistą i majątkową - wyjaśniał mecenas.
Jego zdaniem proces "piątki z Hajnówki" to przykład represji państwa wobec tych osób. Na pewno będzie miał duże znaczenie dla osób działających na granicy. Będzie wyznaczał jakieś ramy i w tym zakresie być może możemy uznać, że jest to jakaś tam działalność polityczna - podkreślił.
Zaznaczył, że udzielanie pomocy humanitarnej nie jest nielegalne. To nie jest popełnianie przestępstwa. Jeżeli nie ma oczywiście pomocnictwa w nielegalnym przekroczeniu granicy - mówił Jagura.
Osoby, które działają na granicy, żyją w takim poczuciu i przekonaniu, że ich działalność jest niewygodna dla państwa. I muszą liczyć się z różnego rodzaju represjami - dodał gość Rozmowy o 7:00 w Radiu RMF24.
Mówił też o tym, co dzieje się na granicy i jak traktowani są aktywiści.
Cały czas służby są agresywne słownie wobec aktywistów. Komentarze cały czas się zdarzają i to się nie zmieniło. Pojawiają się na przykład komentarze, że aktywiści pomagają w nielegalnym przekraczaniu granicy - mówił prawnik.
Na przestrzeni tych kilku lat mieliśmy co najmniej kilkanaście spraw dotyczących niezgodnego z prawem zatrzymywania aktywistów. Były to przetrzymywania kilka godzin w lesie, były sytuacje, gdzie wojsko kazało klęczeć na ziemi aktywistom w oczekiwaniu na przyjazd straży granicznej. Jakieś brutalne zatrzymania fotoreporterów, czyli osób, które dokumentują kryzys na granicy - wyjaśniał przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Jak zaznaczył, ostatnio jest mniej takich zgłoszeń. Ale osoby do nas często nie raportują tych sytuacji, bo są przyzwyczajone do agresji, represji ze strony służb - dodał.
Poinformował także, że w lutym wydany zostanie raport, który będzie mówił o "agresji skierowanej w stronę aktywistów".
Mecenas Jarosław Jagura wyjaśniał także, że migranci na granicy to osoby, które są cyniczne wykorzystywane przez reżimy.
To są ludzie, którzy są obdarzeni godnością, którzy, jeżeli są w polskim lesie, to potrzebują pomocy, bo są w trudnych warunkach. Im pomoc powinna być udzielona. Powinniśmy się zastanawiać nad reakcją ze strony polski władz - czy to, co od 2021 roku się dzieje, jest właściwą odpowiedzią. Czy nie lepszą odpowiedzią byłby to, gdyby polskie władze odpowiedziały na to zgodnie z przepisami: od każdej osoby przyjmowały wniosek o ochronę międzynarodową, jeśli osoba chce. A jeśli takich sytuacji nie ma to, żeby stosować nawet deportację tych osób, ale po przeprowadzeniu odpowiednich procedur - mówił.
Poinformował także, że na granicy polsko-białoruskiej działa obecnie kilkadziesiąt aktywistów. Tych osób raczej ubywa niż przybywa - mówił.
Dodał, że pushbacki cały czas się zdarzają.