"Poszlaki ws. zabójstwa Ewy Tylman układają się w logiczną całość tylko w wyobraźni prokuratury" - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM mec. Jacek Kondracki. "Jestem głęboko przekonany, że prokuratura pod swoistym przymusem społecznym skierowała akt oskarżenia. Gdyby umorzyła to postępowanie, to całe odjum reakcji społecznej spoczęłoby na prokuraturze z komentarzami: że może układy, może nieróbstwo" - dodał prawnik. W rozmowie z Marcinem Zaborskim Kondracki powiedział także, że pierwsza rozprawa pokazała, że działania policji są dramatycznie bezczelne. "Dla mnie ta sprawa działania policjantów jest całkowicie zrozumiała: oni wiedzieli od początku, że jeżeli nie wymuszą na podejrzanym przyznania się, to mają złą sprawczość" - powiedział Kondracki. Dopytywany przez Marcina Zaborskiego, czy wierzy oskarżonemu, który mówi, że był zastraszany, odpowiedział: "Ale oczywiście, że tak. (...) Z dużym stopniem prawdopodobieństwa spodziewam się uniewinnienia Adama Z.".

Marcin Zaborski: Często zdarzają się w Polsce poszlakowe procesy dotyczące zabójstw?

Jacek Kondracki: Ja statystyk nie znam, ale oczywiście na przestrzeni lat takie procesy miały miejsce i były bardzo rozmaite, z tym, że trzeba powiedzieć, że bardzo trudno jest znaleźć proces, który jest stricte poszlakowy.

Mamy w Poznaniu poszlakowy proces, który właśnie ruszył ws. zabójstwa Ewy Tylman.

Zgadza się.

Rozumie pan szczególne zainteresowanie mediów tą właśnie sprawą?

Może dlatego, że jest to proces poszlakowy właśnie. Może dlatego, że niewyjaśniony jest motyw tego domniemanego zabójstwa. Może dlatego, że cała Polska żyła oczekiwaniem, kiedy zostaną odnalezione zwłoki tej nieszczęsnej dziewczyny. To się jakoś nawarstwiło, ale ja myślę, że jest duża zasługa w tym mediów.

Co pokazuje pierwszy dzień, pierwsza rozprawa, którą dziś właśnie w mediach także mogliśmy śledzić?

Pierwsza rozprawa pokazuje, że pani sędzia przewodnicząca sądzi nienagannie - pełna jej chwała. Pokazuje, że oskarżony jest bardzo dobrze przygotowany. Pokazuje, że działania policji są dramatycznie bezczelne.

A propos policji: oskarżony twierdzi, że policjanci go zastraszali, że zmuszali go do złożenia niekorzystnych dla niego wyjaśnień i utrudniali mu kontakt z adwokatem. Pytanie, co się stanie dalej. Rozumiem, że przyjdą przed sąd policjanci, którzy powiedzą: to nieprawda, nie stosowaliśmy żadnych nieuprawnionych metod.

Tak, bo tego nie wolno.

No właśnie - i co? Sąd jak rozstrzygnie, jak zważy słowo przeciwko słowu?

Sąd jest w trudnej sytuacji, bo nie może powiedzieć: tak, dajemy wiarę, tak się policjanci zachowywali, bo następnego dnia powinno być wszczęte postępowanie karne przeciwko tym policjantom. 

Ale z drugiej strony może powiedzieć: nie wierzymy jednej ze stron?

Sąd może powiedzieć, że wywołuje wątpliwości zachowanie podejrzanego w toku postępowania przygotowawczego z uwagi powiedzmy sobie na sposób działania policjantów. Ja muszę powiedzieć, że dla mnie ta sprawa działania policjantów jest całkowicie zrozumiała. Oni wiedzieli od początku, że jeżeli nie wymuszą na podejrzanym przyznania się, to mają złą sprawę.

Czyli pan wierzy oskarżonemu, kiedy mówi, że go zastraszano?

Ależ oczywiście, że tak.

A oskarżony może przed sądem kłamać?

Może to robić bez konsekwencji żadnych.

Nic mu za to nie grozi?

Nic mu za to nie grozi. No to jest jego dobre prawo.

Prokuratura przyznaje, że nie ma twardych dowodów w tej sprawie, ale podkreśla, że poszlaki układają się w logiczną całości, czyli w pewien łańcuch, który ma dowodzić winy oskarżonego.

Tylko i wyłącznie się układają w wyobraźni prokuratury moim zdaniem.

Pan mówi o bujnej wyobraźni prokuratorów w tej sprawie.

O bujnej wyobraźni, o fantazji - ja zresztą jestem głęboko przekonany, że prokuratura pod swoistym przymusem skierowała ten akt oskarżenia, przymusem społecznym. Dlaczego? Dlatego że gdyby prokuratura umorzyła to postępowanie to całe odium reakcji społecznej spoczęłoby na prokuraturze z komentarzami, że może układy, może coś, może nieróbstwo. Wie pan...

To, co pan mówi, jest przerażające, bo to by oznaczało, że prokuratura w Polsce działa w myśl zasady: ktoś musi być skazany, więc niech padnie na tego.

Nie, nie. To nie tak. Prokuratura działa i to jest nie jedyny przypadek - ja cytuję tutaj proces zabójców Jaroszewiczów, gdzie było z góry, z dołu, z boku wiadomo, że ci ludzie zostaną uniewinnieni, a prokuratura wysłała akt oskarżenia.

A w tym przypadku też się pan spodziewa uniewinnienia?

Z dużym stopniem prawdopodobieństwa. Ale na czym rzecz polega: jeżeli prokuratura skieruje akt oskarżenia i sąd uniewinni, to prokurator odpowiada: no cóż, sąd miał odmienną ocenę. My ocenialiśmy tak, niezawisły sąd ocenił to inaczej. Ale nikt nie będzie, jakby to powiedzieć, winien.

To może inny scenariusz - nie będzie skazanego za zabójstwo oskarżonego Adama Z., ale będzie na przykład skazany za to, że nie udzielił pomocy ofierze, która się topiła.

Tak, z tego co ja zorientowałem się, no oczywiście jestem na powierzchni zjawisk, to jest to prawdopodobne, że on zostanie skazany za nieudzielenie pomocy ofierze.

Bo Adam Z. twierdzi, że widział jak Ewa Tylman wpadała do rzeki i że nie mógł nic zrobić, że spanikował, nie ratował jej, bo nie potrafi dobrze pływać. Czy na podstawie takiego scenariusza on właśnie może zostać skazany za to, że nie udzielił pomocy ofierze?

Myślę, że chyba tak, dlatego że on miał telefon. On mógł krzyczeć, on mógł dzwonić. Trudno jest powiedzieć jak szybko, ale mogła nadejść pomoc. Natomiast na pewno trudno było od niego wymagać, nawet gdyby był mistrzem pływackim, żeby wskoczył do nurtów rzeki.

Trzeba pamiętać, że przynajmniej z zeznań, tak się wyłania taki scenariusz, oboje byli pijani, i oskarżony i ofiara.

Bardzo poważnie pijani, tak.

Oskarżony zapowiedział, że będzie odpowiadał tylko na pytania obrony. To znaczy, że nie chce odpowiadać na pytania prokuratora. Tak może być do końca procesu?

Oczywiście.

Kiedy obrońcy decydują się na taką strategię?

Myślę, że wówczas, kiedy obawiają się, że pytania prokuratora czy sądu mogą jakoś być kłopotliwe dla klienta.

Ale tu rozumiem kalkuluje się jednocześnie to, że to nie buduje pełnej wiarygodności oskarżonego czy nie wzmacnia jego wiarygodności.

No mój Boże... panie redaktorze, to teraz zabawne będzie co powiem. Sąd od początku w każdej sprawie nie wierzy oskarżonemu. Czyni założenie, że kłamie. Jeżeli wyjaśnienia oskarżonego będą znajdowały potwierdzenie w obiektywnych dowodach to wtedy dobrze, wierzymy mu, rzeczywiście złożył wyjaśnienia odpowiadające rzeczywistości. Jeżeli nie znajdą żadnego potwierdzenia to sąd powie: no cóż, musimy się odnieść sceptycznie, bo wiadomo, że to jest linia obrony. Bo wiadomo, że może mówić nieprawdę i poza wypadkiem, kiedy oskarżony przyznaje się to jego wyjaśnienia nie stanowią podstawy wyrokowania.

A jakie znaczenie dla sądu ma to, że sprawą tak bardzo interesują się media, to że ona jest relacjonowana, przynajmniej ta pierwsza rozprawa, mogliśmy ją obejrzeć... To sprawia, że sędziowie działają pod pewną presją?

Doświadczony sędzia na pewno nie, a tu zdaje się jest komplet sędziów doświadczonych.

Ale w jednym z wywiadów przyznawał pan tak: "Sędziowie bardzo często są po prostu wystraszeni tak zwaną opinią publiczną, czyli państwa, dziennikarze rozmaitymi sugestiami, ocenami wypowiadanymi zanim dojdzie do orzeczenia".

Młodzi sędziowie, którzy nie mają jeszcze doświadczenia, którzy mają wręcz wątpliwości co do swojej sprawności, mają pewien lęk. Myślę, że ci sędziowie nie. Ta pani sędzia jak już powiedziałem wyżej przewodnicząca robi jak najlepsze wrażenie. Jestem głęboko przekonany, że podobnie jak sędzia, który był nienaganny w sprawie zabójstwa  tej małej Madzi da sobie z tym nawisem publiczności radę.

„To jest niemożliwe do zrealizowania” – tak w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM ocenił zapowiedź reformy sądownictwa mecenas Jacek Kondracki. "To jest tak samo, jak ze służbą zdrowia – nic się nie da zrobić.(…) Nie można wymusić na sędzi, żeby lepiej pracował. To jest niemożliwe” – stwierdził gość Marcina Zaborskiego. Prawnik chwalił natomiast postulat wprowadzenia dolnej granicy wieku sędziego, którą wyznaczono na 35 lat. „To jest bardzo mądry, słuszny pomysł. Wiedzy służącej orzekaniu nie zdobywa się studiując podręczniki. Tę wiedzę zdobywa się wysiadując na salach sądowych. To jest kwestia doświadczenia” – uznał Kondracki.