"My epidemiolodzy ostrożnie podchodzimy do takich jednorazowych nagłych, wzrostów liczb. Musimy obserwować, czy możemy mówić o trendzie, ale żeby to stwierdzić – trzeba obserwować dane w następnych dniach" – komentowała w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Maria Gańczak, pytana o nagły wzrost zgonów w Polsce z powodu Covid-19. We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 58 takich zgonach. Jak dodała, zmiana strategii w testowaniu pacjentów – teraz testuje się tylko tych pełnoobjawowych – z punktu widzenia kontrolowania epidemii nie jest dobra.

Marcin Zaborski pytał swojego gościa o to, co jest powodem zmiany w przechodzeniu zakażenia koronawirusem. Jak przypomniał, coraz więcej pacjentów trafia pod respiratory.

Na to składa się wiele czynników. Jednym z nich jest to, że zmieniła się strategia testowania w Polsce. Na początku testowaliśmy osoby z dużych ognisk, nie tylko pełnoobjawowe. W tej chwili testujemy głównie osoby z objawami - tłumaczyła w odpowiedzi profesor epidemiolog. 

Z punktu widzenia epidemiologa to nie jest dobrze, bo zakażenia pochodzą również od osób bezobjawowych i wtedy one stają się niekontrolowanym źródłem zakażeń dla innych - dodała.

Myślę, że to przesłanie prezydenta Trumpa jest nam Polakom bliskie, bo podobne słyszeliśmy od naszego premiera. Oczywiście nie ma to pokrycia w sytuacji epidemiologicznej - komentowała w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Maria Gańczak. Prezydent USA wczoraj - wychodząc ze szpitala - zapewnił, że nie trzeba się bać wirusa. W podobnym tonie na początku lipca wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki, kiedy mówił, że "wirus jest już w odwrocie".

Marcin Zaborski pytał profesor Gańczak o to, czy obawia się wzrostu zachorowań w związku ze zbliżającym się świętem Wszystkich Świętych i - związanej z tą uroczystością - tradycją odwiedzania tłumnie cmentarzy. 

Trzeba się zastanowić, czy w tym szczególnym roku tłumnie odwiedzać cmentarze. Może to rozłożyć na kilka dni. A jeżeli już musimy podróżować w te święta, to trzeba bezwzględnie uważać w środkach komunikacji zbiorowej - przestrzegała profesor.

Prof. Gańczak o sytuacji epidemicznej: Rząd dzisiaj gasi pożary

Wygląda, jakby w tej chwili rządzący gasili pożary a nie podejmowali kroków, żeby nie doprowadzić do pożaru lasu - powiedziała prof. Maria Gańczak w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Epidemiolog zaznaczyła, że eksperci już w sierpniu ostrzegali o nadciągających problemach

Cytat

Mieliśmy takie prognozy, które pokazywały, że jeśli dzieci pójdą do szkół, jeśli wrócimy z wakacji, jeśli więcej będziemy przebywać w pomieszczeniach zamkniętych, jeśli zaczną się inne infekcje typowe dla sezonu jesiennego, wówczas zakażeń będzie więcej. Wtedy należało reagować odpowiednimi obostrzeniami, odpowiednimi restrykcjami - po to, żebyśmy dzisiaj nie gasili pożarów.
mówiła Gańczak.

Kierownik Katedry Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Zielonogórskiego przekonywała też, że noszenie maseczek, nawet jeśli nie uchroni całkowicie przed zakażeniem, może mieć wpływ na jego przebieg. Nowe badania wykazują, ze nawet jeśli maska nie chroni w 100 proc., to ona jednak zmniejsza ładunek wirusa, jaki otrzymujemy od osoby zakażonej. I to z kolei przekłada się na lżejszy przebieg zakażenia. Czyli być może unikniemy manifestacji typu pełnego rozwoju choroby wywołanej przez wirus Covid-19 - powiedziała Gańczak.

Prof. Gańczak zwróciła też uwagę na niewystarczającą ilość szczepionek na grypę.  Nie wyszczepimy przeciw grypie populacji, na której szczególnie nam zależy, a więc wszystkich pracowników ochrony zdrowia, ale przede wszystkim wszystkich seniorów. Po prostu tej szczepionki zabraknie, będzie jej maksymalnie ok. 2 mln, a potrzebne będzie 7-8, nawet 9 mln dawek - powiedziała epidemiolog.

Przeczytaj całą rozmowę:

Marcin Zaborski, RMF FM: "Nie bójcie się covidu" - mówi Donald Tramp chwilę po wyjściu ze szpitala. Przekonuje, że czuje się lepiej niż 20 lat temu. W tej sytuacji w zasadzie nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać. Mam posłuchać amerykańskiego prezydenta?

Prof. Maria Gańczak: Myślę, że to przesłanie prezydenta Trumpa jest nam Polakom bliskie, ponieważ podobne przesłanie usłyszeliśmy na początku lipca tego roku z ust naszego premiera. Oczywiście nie miało to pokrycia tamtejszej sytuacji epidemiologicznej, tak jak nie ma pokrycia deklaracja prezydenta Trumpa. W Stanach Zjednoczonych mamy gwałtowne przyrosty liczby zakażeń i setki tysięcy zgonów.

A u nas ostatnia doba to jest 58 zgonów pacjentów z covidem. Najwięcej od początku pandemii. Skąd ten skok?

My, epidemiolodzy raczej ostrożnie podchodzimy do takich jednorazowych wzrostów jakichś współczynników czy surowych liczb, tak jak ma to miejsce dzisiaj w przypadku zgonów w Polsce. Musimy poobserwować, czy będzie to miało tendencję do utrzymywania się, czy będziemy mogli mówić o trendzie. Ale, żeby tak powiedzieć, to na pewno trzeba zbierać informacje, które będą napływały w ciągu najbliższego tygodnia i porównać ten tydzień - np. średnią z tego tygodnia z tym, co działo się w poprzednich tygodniach. Wówczas będziemy mogli powiedzieć coś na temat takiej trajektorii.

Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w Polsacie mówił np. tak: "Martwi mnie, że tak wiele osób trafia do szpitali. To jest zdecydowanie inni przebieg niż na wiosnę. Coraz więcej osób trafia na tzw. oddziały intensywnej terapii, czyli wymaga leczenia respiratorem. To jest bardzo niepokojące". Dlaczego dziś przebieg choroby jest inny niż wiosną?

Ja myślę, że na to składa się wiele czynników. Jednym z nich jest to, że proszę zauważyć, że zmieniła się teraz strategia testowania w Polsce. Podczas gdy na początku tej pandemii testowaliśmy osoby w bardzo szerokim spektrum, a więc nie tylko osoby pełnoobjawowe, osoby np. z dużych ognisk, to były kopalnie, to były różnego rodzaju duże zakłady pracy, gdzie testowane osoby, nawet wykazujące zakażenie miały to zakażenie bezobjawowe. W tej chwili strategia mówi o tym, że testujemy głównie osoby z objawami.

Ale to dobrze czy źle?

Czy to dobrze czy źle, to jest świetne pytanie. Ja myślę, że z punktu widzenia epidemiologia mogę powiedzieć, że to nie jest dobrze. Dlatego, że zawężamy tę liczbę osób, u których wykrywamy zakażenie, tylko do objawowych.

Czyli usuwamy tylko skutki zamiast źródeł zakażeń?

Proszę zwrócić uwagę na to, że do zakażeń dochodzi także od osób bezobjawowych, które niekontrolowane, nie testowane, zupełnie wymykają się spod naszej kontroli. Bo my takich osób nie możemy skierować na kwarantannę i one wtedy stają się źródłem zakażenia dla innych. Te z kolei dla innych i w ten sposób kolejne, kolejne osoby ulegają zakażeniu. To nie jest dobre z punktu widzenia kontroli epidemii.

Pani profesor, coraz bliżej święto Wszystkich Świętych, potem Zaduszki. Ruszymy na cmentarze. Boi się pani tego momentu?

Myślę, że, tutaj trzeba by naprawdę bardzo się zastanowić nad tym, czy rzeczywiście w tym roku, w tym specyficznym roku epidemii musimy tłumnie uczęszczać na cmentarze, odwiedzać nasze groby. Czy możemy to, być może, rozłożyć na kilka czy kilkanaście dni? A jeśli już zdecydujemy się, rzeczywiście, podróżować na święta, to bardzo musimy być ostrożni, jeśli chodzi o podróż publicznymi środkami transportu. Wtedy na pewno obowiązują nas maski, wtedy obowiązuje nas częste mycie rąk, o utrzymaniu dystansu oczywiście raczej mowy być nie będzie.

Tak, maseczki mają być obowiązkowe, nie tylko w środkach komunikacji wtedy, ale także na cmentarzach - minister zdrowia ogłosił to właśnie. Ale przeciwnicy maseczek mówią, nie od dzisiaj, że to jest np. prosta droga do grzybicy jamy ustnej czy przewodu pokarmowego. Albo jakichś chorób skórnych na twarzy.

Ja myślę, że u nas akurat w Polsce noszenie masek zostało na początku tej pandemii położone na obie łopatki. Ten przekaz był nie taki, jak my epidemiolodzy byśmy tego oczekiwali. Jeśli jeszcze przed pojawieniem się pierwszego pacjenta - pacjenta "zero" w Polsce, minister zdrowia mówił o tym, że maski nie chronią przed zakażeniem i ironizował, czy pytał, czy te maski należy stosować doustnie czy na rękę, a dwa dni później Główny Inspektor Sanitarny mówił, że można przeciąć biustonosz na pół i wykonać z niego maskę, to oczywiście ten przekaz, ten odbiór tego, że powinniśmy nosić maski, był bardzo kwestionowany.

Pani profesor, ale kamyczek do pani ogródka także, bo znalazłem wywiad z marca, kiedy pani tłumaczy w "Głosie Nauczycielskim", że zakładając maskę chirurgiczną stwarzamy sobie fałszywe poczucie bezpieczeństwa. A dalej - "Co z tego, jeśli mamy maskę, a nie mamy okularów ochronnych, jeśli ktoś kicha czy kaszle, to cząsteczki wirusa mogą się dostać również przez spojówki". to jest taki wywiad, w którym pani tłumaczy, że np. nauczyciele bez sensu, żeby nosili maski w szkołach. Ale przy okazji padają słowa, które podważają sens maseczek w ogóle.

Dokładnie tak. Ja przypominam sobie oczywiście to, co mówiłam na początku pandemii. I jeśli zapadalność wtedy była - dwa, trzy, cztery przypadki na 37 mln, to oczywiście szansa, że ulegniemy zakażeniu była znikoma. I wówczas rzeczywiście przekaz mógł być taki, dlatego że te maski były szczególnie potrzebne medykom w ich codziennym kontakcie z pacjentami potencjalnie zakażonymi, bo to oni mieli największą szansę na to, żeby z takim pacjentem się zetknąć.

Problem polega na tym, że te słowa dzisiaj przeciwnicy maseczek mogą wykorzystywać przeciwko maseczkom w ogóle.

Ja myślę, że warto było wtedy o tym mówić, że maski szczególnie są zarezerwowane na pierwszym etapie epidemii dla medyków, ale nie powinno się na ten temat ironizować. Nie powinno się samego zjawiska noszenia masek prześmiewać, bo przecież maski przydają się też do kontroli innych zakażeń przenoszonych drogą oddechową.