Niejeden z piłkarzy naszej reprezentacji, zapytany o fatalny styl gry drużyny narodowej, przybiera pozę polityka i mówi, że najważniejsze są punkty. Zawodnicy pytani o delikatny kryzys, mówią, że życzą każdemu takiego kryzysu, w którym jest się liderem grupy. Jednak styl, w jakim zostaje się tym liderem oraz ostatnie nieudane mecze ze Słowenią i Austrią, każą kibicom delikatnie zastanowić się, czy rzeczywiście jest tak dobrze, jak mówią piłkarze. Dlatego mówimy "sprawdzam" i pytamy, jak to jest z naszą reprezentacją.

Bartosz Bereszyński, który z Sampdorią przeżywa ostatnio gorszy czas, jest jednym z filarów defensywy drużyny narodowej i nieco zmęczony pytaniami dziennikarzy odpowiada, że jeśliby przeanalizować piłkarsko mecze kadry, to można dopatrzyć się wielu pozytywów.

Mieliśmy analizę poprzednich dwóch meczów. Możecie ze mnie się śmiać, ale było sporo akcji, które zaczynały się dobrze, a geometria naszego ustawienia była naprawdę niezła; pierwsze dwa, trzy podania też były niezłe, ale później zły wybór czy niedokładność podania, powodowały, że ta akcja była nieudana. Mieliśmy naprawdę wiele fajnych zachowań i gdybyśmy poszukali innych rozwiązań czy lepszych podań, to naprawdę mogło by być więcej bramkowych sytuacji. Zdajemy sobie sprawę, że te rozwiązania ofensywne całej drużyny są do poprawy. Myślę, że przez dwa najbliższe mecze będziemy do tego zmuszeni, bo będziemy pewnie w ataku pozycyjnym i będziemy musieli szukać szybko rozwiązań i płynnie przechodzić z piłką przez kolejne fazy. To będzie dla nas fajny mecz, żebyśmy udowodnili, że potrafimy nie tylko grać na zero z tyłu, ale też grać fajnie do przodu - zapowiada Bartosz Bereszyński. Popularny "Bereś" przestrzega jednak przed szufladkowaniem przeciwników.

Łotysze są najsłabszym przeciwnikiem w naszej grupie, natomiast Macedończycy mają jeszcze szanse na awans do Euro. Na boisku sprawa może wyglądać jednak nieco inaczej.

Nie można tak podchodzić do spotkań. Mamy przykład z poprzednich meczów. Gdybyśmy zastanowili się, który mecz będzie dla nas trudniejszy - z Łotwą u siebie czy z Izraelem u siebie, to wszyscy powiedzieliby, że mecz z Izraelem będzie trudniejszy, a był jednak łatwiejszy (Polska pokonała Izrael 4:0 - przyp. red.). To jest mecz piłki nożnej. Można mieć 100 strzałów i 99 procent posiadania piłki, a przegrać 0:1 - ostrzega Bereszyński.

Co z tym ustawieniem?

Czy w grze reprezentacji może coś drgnąć? Jest kilka ciekawych sytuacji, które mogą nieco zmienić obraz gry naszej kadry. Chociażby Arkadiusz Reca, który wreszcie zaczął grać w barwach SPAL. W korytarzach hotelu naszej reprezentacji, da się słyszeć głosy o możliwym występie Recy w jednym z najbliższych spotkań. Dzięki temu Bereszyński mógłby zagrać na swojej nominalnej pozycji. Oprócz tego Jerzy Brzęczek może rozważać przydzielenie większej liczny zadań ofensywnych Grzegorzowi Krychowiakowi, który sporo ostatnio strzela w Lokomotiwie Moskwa. Na swoją szansę liczy też Dominik Furman, który wraca do kadry po ponad sześciu latach nieobecności. Jak sam mówi - to dla niego pierwsze powołanie, bo wreszcie jest z kadrą przy meczach o punkty, a nie w spotkaniach towarzyskich. Gracz Wisły Płock chwali metody i podejście trenerskie Jerzego Brzęczka.

To wymagający trener. Wymaga nie tylko od zawodników, ale i od siebie oraz od swojego sztabu. Jest bardzo rzetelny i na pewno uczciwy. Ktoś kto dobrze wygląda na treningu, będzie grał u niego w meczu. Jednak praca w klubie różni się od pracy w reprezentacji. Tutaj nie ma też czasu, żeby selekcjoner wprowadził swoje metody treningowe. Niektórzy zawodnicy przyjeżdżają przecież w sobotę, inny w niedzielę. W poniedziałek to trzeba zebrać do kupy. Pojawiają się jeszcze jakieś urazy. Natomiast pierwszy trening, jaki odbyłem u Jerzego Brzęczka w kadrze, był bardzo podobny do tego, co mieliśmy w Płocku - mówił Furman.

Kadrowicze mecz rozegrają w czwartek o 20:45.