Ani niemiecka policja, ani prokuratura nie chcą komentować dziennikarskich doniesień na temat prawdopodobnej sprawczyni tragicznego wypadku pod Berlinem z udziałem polskiego autokaru. Według mediów w Niemczech, kobieta to policjantka przebywająca od dłuższego czasu na zwolnieniu lekarskim.

W prasie pojawiły się także informacje, że wbrew temu co wcześniej podawano, Niemka nie ucierpiała fizycznie w katastrofie. Znajduje się jednak pod opieką psychologów. Tuż po wypadku policja podawała, że jest ona ciężko ranna.

Berliński korespondent RMF FM Adam Górczewski rozmawiał z rzecznikiem policji w Königs Wusterhausen. Jens Quitschke był na miejscu wypadku tuż po zdarzeniu i to on informował o ciężkich obrażeniach kobiety jadącej mercedesem. Teraz tłumaczył, że określenie "ciężko ranna" w niemieckiej nomenklaturze oznacza, że kobieta potrzebowała co najmniej 24-godzinnej opieki w szpitalu. To jednak oznacza, że już wczoraj mogła opuścić lecznicę.

Kobiecie fizycznie rzeczywiście raczej nic już nie dolega, teraz znajduje się w klinice psychiatrycznej. Jest nadal w głębokim szoku. Dlatego też nie ma jeszcze możliwości jej przesłuchania czy postawienia zarzutu.

Königs Wusterhausen i autostradowe skrzyżowanie, gdzie doszło do wypadku, leżą w Brandenburgii. Według medialnych doniesień policjantka ma pracować w Berlinie, czyli w innym landzie.

Nasz dziennikarz rozmawiał z funkcjonariuszami w stolicy. Najpierw powiedzieli mu, że ustalają, czy kobieta rzeczywiście jest ich pracowniczką, a dziś przed południem stwierdzili, że nie powiedzą co ustalili i nie będą komentować tej informacji.

Nikt jednak do tej pory nie poddał w wątpliwość ustaleń dotyczących zawodu prawdopodobniej sprawczyni wypadku.