Na ostatniej prostej przed zaplanowanymi na 8 listopada wyborami prezydenckimi za Oceanem trwa polityczna bitwa. Dotychczasowa liderka wyścigu do Białego Domu Hillary Clinton mocno traci poparcie. Gdyby jednak mimo wielu kontrowersji wygrała wybory, republikanie - jak już zapowiadają - zrobią wszystko, by odwołać ją z urzędu.

Na ostatniej prostej przed zaplanowanymi na 8 listopada wyborami prezydenckimi za Oceanem trwa polityczna bitwa. Dotychczasowa liderka wyścigu do Białego Domu Hillary Clinton mocno traci poparcie. Gdyby jednak mimo wielu kontrowersji wygrała wybory, republikanie - jak już zapowiadają - zrobią wszystko, by odwołać ją z urzędu.
Hillary Clinton podczas wiecu wyborczego w Fort Lauderdale na Florydzie /CRISTOBAL HERRERA /PAP/EPA

Kandydatka demokratów wpadła w poważne tarapaty w ubiegłym tygodniu, gdy FBI ponownie wszczęło śledztwo w sprawie tzw. afery mailowej, czyli używania przez Clinton prywatnego serwera pocztowego w celach służbowych w czasach, gdy była sekretarzem stanu USA. Efekt: Clinton mocno traci poparcie, a coraz większe szanse na przeprowadzkę do Białego Domu ma Donald Trump.

Niektóre sondaże już pokazują, że miliarder prowadzi w prezydenckim wyścigu, inne wciąż wskazują przewagę Clinton, ale jest to różnica na granicy błędu statystycznego. A przecież jeszcze kilka tygodni temu przewaga demokratki nad kandydatem republikanów wynosiła ponad 10 procent.

Co stanie się, jeżeli to Clinton - mimo tylu kontrowersji - wygra wybory? Republikanie już zapowiadają, że zrobią wszystko, by odwołać ją z urzędu. Obiecują, że wytoczą ciężkie działa i będą domagać się drobiazgowych śledztw. Republikański kongresmen Jason Chaffetz stwierdził, że zgromadził wystarczająco dużo materiału z czasów, gdy Hillary Clinton była sekretarzem stanu. Republikanie zamierzają również blokować nominacje do Sądu Najwyższego sędziów wskazywanych przez demokratkę.

Jeśli Hillary Clinton faktycznie zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych, w amerykańskiej polityce zapanuje chaos.

(e)