Władze USA formalnie oskarżyły Rosję o ataki hakerskie na amerykańskie systemy wyborcze i organizacje polityczne, wskazując, że doszło do nich w kontekście kampanii przed listopadowymi wyborami do Białego Domu. "Te kradzieże i akty piractwa mają na celu zakłócenie amerykańskiego procesu wyborczego" - głosi wspólny komunikat ministerstwa bezpieczeństwa wewnętrznego i kierownictwa agencji wywiadu.

"Uważamy, mając na uwadze skalę i wrażliwość tych inicjatyw, że tylko wysokie rosyjskie władze mogły wydać na nie zezwolenie" - podkreślono w komunikacie. Wskazano, że metody działania hakerów wskazują na to, że są to Rosjanie.

Władze USA podejrzewają rosyjskich hakerów o przeprowadzenie ujawnionego w lipcu ataku na Komitet ds. kampanii wyborczych Demokratów (DCCC). Wcześniej ujawniono ataki na Krajowy Komitet Partii Demokratycznej (DNC), a także sztab odpowiadający za kampanię demokratycznej kandydatki do Białego Domu Hillary Clinton. Kreml stanowczo odrzucił te oskarżenia.

W sierpniu podano, że FBI ma dowody, że zagraniczni hakerzy dostali się do baz danych dwóch stanowych systemów wyborczych w USA: w Arizonie i Illinois. W stanie Illinois władze zmuszone były zamknąć system rejestracji wyborców na dziesięć dni pod koniec lipca, gdy wyszło na jaw, że hakerzy ukradli dane nawet 200 tys. osób.

W przypadku Arizony atak miał bardziej ograniczony zasięg - złośliwe oprogramowanie hakerów pokonało istniejące zabezpieczenia, ale nie udało im się załadować żadnych danych.