Na błędach trzeba się uczyć, z wpadek wyciągać wnioski, porażki obracać w sukces… Angela Merkel nie powtarza sobie tych reguł, ale po prostu praktycznie je stosuje. Przez ostatnie cztery lata jej rząd miał więcej, niż wcześniej błędów i potknięć, nawet ze strony najważniejszych członków jej rządu, a mimo to dziś prognozy przedwyborcze zapowiadają chadekom kolejny sukces. Co więcej - w tym samym czasie Merkel udało się umocnić swoją pozycję w Europie, a także na świecie. Choć, przede wszystkim we własnym kraju, działała jakby wbrew faktom w otaczającej ją rzeczywistości.

Już wkrótce po zbudowaniu rządu jasne było, że emocje budzić będzie na pewno szef koalicyjnego FDP. Liberałom przewodniczył Guido Westerwelle, a to oznacza, że należał mu się - zgodnie z polityczną tradycją - fotel szefa resortu spraw zagranicznych. Szkopuł tkwił w tym, że nie bardzo było wiadomo jakim językiem, poza niemieckim, posługuje się Westerwelle. Oczywista na tym stanowisku znajomość angielskiego była głęboko przez ministra skrywana. Na pytanie zadane mu na jednej z pierwszych konferencji po angielsku odpowiedział po niemiecku tłumacząc to tym, że skoro obaj rozmówcy są w Niemczech, to w języku tego właśnie kraju będzie się toczyć rozmowa.

Westerwelle wytrwał na stanowisku do końca kadencji udowadniając, że nie musi szkodzić brak zdolności językowych. Co więcej - w międzyczasie Westerwelle stracił stanowisko szefa swojej partii, co też nie pozbawiło go teki ministra spraw zagranicznych. Jego następca, obecny lider liberałów, Philipp Rösler, przejął funkcję wicekanclerza, ale objął inny resort - gospodarki i technologii. Rösler zresztą swoim pojawieniem się w rządzie wywołał głęboką dyskusję i dał rządowi wiele plusów. Szef FDP jest bowiem pochodzenia wietnamskiego. Jako noworodek w czasie wojny w Wietnamie został porzucony w katolickim ośrodku dla dzieci. Kilka miesięcy później adoptowało go niemieckie małżeństwo. Gdy miał cztery lata jego rodzice się rozwiedli i odtąd mieszkał tylko z ojcem, zawodowym żołnierzem.

Historia Röslera brzmi jak z filmu. Podobnie filmowo przebiegało życie Karla-Theodora Marii Nikolausa Johanna Jacoba Philippa Franza Josepha Sylvestra von und zu Guttenberg. Urodził się w bogatej rodzinie o szlacheckich tradycjach (ojciec i sam późniejszy minister to baronowie, rodzina matki miała jeszcze wyższy tytuł - grafów). Kariera polityka bawarskiej CSU przebiegała modelowo aż został ministrem w rządzie Merkel. Najpierw odpowiadał za resort gospodarki i technologii, potem objął ministerstwo obrony. I wtedy okazało się, że tytuł doktora zawdzięcza pracy, która została uznana za plagiat. Uniwersytet w Bayreuth pozbawił go więc naukowego tytułu, a potem Karl-Theodor zu Guttenberg zrzekł się wszelkich politycznych funkcji, w tym oczywiście tych rządowych. Dziś zu Guttenberg, pracujący w USA, stał się krytykiem niemieckiego rządu, w którym nie brakuje jego dawnych kolegów.

To był dopiero początek plagiatowej afery w niemieckiej polityce. I nie był to jedyny taki przypadek w samym rządzie. Znaczące, że kolejną plagiatowa ofiarą stała się minister (a może ministra...) edukacji i rozwoju! Annette Schavan swoją funkcję straciła na pół roku przed wyborami, a była szefową resortu od blisko 8 lat. W jej przypadku sprawa nie była aż tak oczywista jak u zu Guttenberga, ale czystość rządu przede wszystkim, stąd Schavan dziś w gabinecie Merkel nie ma.

Zdecydowanie więcej popularności rządowi przysporzyła Kristina Schröder. Szefowa resortu rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży została pierwszą członkinią niemieckiego rządu, która urodziła dziecko piastując swój urząd. Jako ministra rodziny pokazała zresztą dobitnie jak rodzinę tworzyć - w 2009 objęła ministerialną tekę, w 2010 wyszła za mąż (urząd obejmowała jeszcze jako Kristina Köhler), a w 2011 urodziła dziecko.

Dużo więcej kłopotów przysparzają Merkel mężczyźni. Dwóch z nich, obaj z CDU, musiało ustąpić ze stanowiska prezydenta w czasie kończącej się kadencji Bundestagu i rządu. Prezydent to w Niemczech funkcja głównie reprezentacyjna, ale wizerunkowo istotna. Najpierw Horst Köhler powiedział o kilka słów za dużo i wyszło na to, że niemiecka armia jest w Afganistanie z powodów ekonomicznych. Gęsto się z tego tłumaczył, ale w końcu podał się do dymisji.

Wtedy prezydentem został jeden z ludzi Merkel - Christian Wulff. Ten wytrwał jednak tylko półtora roku - dosięgnęły go zarzuty o korupcję i kolejny raz szefowa CDU miała problem. Prezydentem został jednak w końcu Joachim Gauck - kandydat od lat, zasłużony opozycjonista, urodzony w Polsce, zgodnie kojarzony z wysokimi standardami. Na tym polu kłopotów nie powinno przez jakiś czas być.

Kilka miesięcy przed tymi wyborami ukazała się biografia niemieckiej kanclerz pod tytułem "Angela Merkel - kanclerz i jej świat". Ujawniła w niej m.in. swoje polskie korzenie. Spragnieni sag i książkowych serii czytelnicy jako wyborcy mogą zagłosować znów na CDU, bo, jak pokazuje ostatnia kadencja, będzie o czym pisać w następnych tomach.