Grupa Hajun monitorująca ruchy wojsk białoruskich i rosyjskich za naszą wschodnią granicą przeanalizowała zdjęcia z wczorajszego incydentu, gdy rzekomo polski śmigłowiec naruszył przestrzeń powietrzną Białorusi. Wnioski są zaskakujące.

Analitycy z Grupy Hajun doszli do wniosku, że nagrania, które obiegły wczoraj Polskę faktycznie przedstawiają model śmigłowca, który przekroczył wschodnią granicę naszego kraju. Jak jednak twierdzą, nie da się jednoznacznie okreslić ani typu helikoptera, ani tym bardziej tego, do kogo należał.

Wideo przedstawione przez Komitet Graniczny Białorusi, jest jednak najpewniej prawdziwe i rzeczywiście zostało nakręcone na granicy polsko-białoruskiej, wczoraj około godziny 16:00. Nagrano je najprawdopodobniej ze śmigłowca EW-386BS, który patrolował wówczas granicę.

Jak twierdzi Grupa Hajun, obiekt przemieszczający się z Białorusi do Polski został zauważony przypadkiem, gdy helikopter pograniczników przelatywał niedaleko Grodna.

Pewne jest jednak, że nagranie, które udostępniono nie pozwala na określenie, czy - zgodnie z twierdzeniami strony białoruskiej - był to polski Mi-24.

Hajun zauważa, że takie śmigłowce faktycznie znajdują się na stanie polskiej armii, ale większość z nich została wysłana na Ukrainę. W sierpniu jednak - tłumaczą analitycy - jeden Mi-24 został relokowany do Białegostoku, jako wsparcie dla przygranicznych patroli.

Przedstawiciele projektu podkreślają jednak, że Białoruś również posiada na stanie Mi-24. I tu zaczyna się robić ciekawie.

Co przeleciało przez polską granicę?

Problem w tym, że naturalną konsekwencją naruszenia przestrzeni powietrznej przez wojskowy śmigłowiec, powinno być poderwanie myśliwców przechwytujących. To zwykła procedura, którą wdraża się natychmiast, gdy śmigłowiec szturmowy przekracza granicę.

Według informacji, którymi dysponuje Hajun, Białoruś nie podjęła żadnych takich działań, chociaż tamtejsze maszyny wojskowe były gotowe. Tego samego dnia odbywały się bowiem ćwiczenia wojskowe Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ).

Na podstawie bierności postawy armii białoruskiej wobec naruszenia tamtejszej przestrzeni powietrznej, Hajun dochodzi do wniosku, że to niekoniecznie Polski śmigłowiec pokonał trasę z Białorusi do Polski.

Tak jak w okolicach Białowieży, to znów mogła być białoruska maszyna, która po raz kolejny wleciała w niedozwoloną przestrzeń.

Oświadczenia strony polskiej o "wierutnym kłamstwie i prowokacji" oraz brak reakcji białoruskich systemów przechwytujących, sugerują, że jest to najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń.