To nie tureccy, a polscy kibice przeszkadzali Jerzemu Janowiczowi i denerwowali go w czasie przegranego meczu pierwszej rundy wielkoszlemowego Wimbledonu z Marselem Ilhanem. Tak twierdzi sam zawodnik. "Ktoś z nich krzyczał do mnie tuż przed serwisem" - mówił Janowicz po meczu, w trakcie którego kilkakrotnie klął i rzucał ostre odpowiedzi. Jak się okazało, adresatem był ktoś spośród polskich fanów.

Janowicz przegrał z niżej notowanym Ilhanem 6:7 (4-7), 4:6, 7:6 (7-4), 3:6.

W pierwszym secie była taka sytuacja, że serwowałem przy stanie 3:2. Tuż przed wyrzutem jakiś Polak zaczął do mnie krzyczeć. To samo w trzeciej partii. Nie wiem, czy robiono to specjalnie, nie do mnie to pytanie - stwierdził tenisista na pomeczowej konferencji prasowej.

Wcześniej, już na początku spotkania z dziennikarzami poprosił jednego z nich o opuszczenie sali, ale ten został. Później 24-letni zawodnik zdawkowo odpowiadał na pytania.

Jak podkreślił, trudno mu wyjaśnić przyczyny porażki. Wspomniał o słabszym dniu, przyznał, że Ilhan zagrał bardzo dobrze. Na tej nawierzchni płasko grał, serwował w punkt. Nie było łatwo - stwierdził.

Ocenił, że tym trudniej mu wyjaśnić przyczyny porażki, że teoretycznie wszystkie elementy w jego grze funkcjonowały. Może serwis nie był taki jak wczoraj na treningu - dodał. Potwierdził też, że nie miał żadnych problemów z kontuzjami.

Janowicz zapewnił, że nie ma wrażenia, by negatywne emocje przeszkadzały mu w grze.

Zastrzegł, że nie zamierza załamywać się pierwszą od dwóch lat porażką w pierwszej rundzie imprezy wielkoszlemowej. Wiele turniejów przede mną. Bywa w życiu i tak. To nie pierwsza przegrana w pierwszej rundzie. Najlepsi przegrywali, jak wiemy. Nie ma co rozpaczać. Trzeba się skoncentrować na następnym turnieju - zaznaczył.

Dodał, że kolejną imprezą z jego udziałem będzie lipcowy mecz Pucharu Davisa z Ukrainą w Szczecinie.

(edbie)