Roman Bartoszuk-Antoszewski z Łodzi dołączył do akcji "Szlachetna Paczka" jako wolontariusz. 64-latek rok temu sam potrzebował pomocy, kiedy z powodu choroby syna wpadł w problemy finansowe. Pan Roman i jego żona Maria w rozmowie z reporterką RMF FM opowiadają o swoim zaangażowaniu w "Szlachetną Paczkę".

Agnieszka Wyderka: Co spowodowało Państwa problemy finansowe?

Roman Bartoszuk-Antoszewski: Mam niepełnosprawnego syna, który był świeżo po różnego typu operacjach. Mieliśmy trochę kredytów i wpadliśmy niestety w długi. Jednak nie chcieliśmy nic, bo uważaliśmy, że są sytuacje na pewno gorsze.   

Zastanawialiście się, czy zasługują Państwo na taką pomoc?

Roman Bartoszuk-Antoszewski: Dobrze jest otrzymywać prezenty, ale ja się lepiej czuję jeżeli sam je daję.

Jak wyglądała ta pierwsza pomoc dla państwa?

Roman Bartoszuk-Antoszewski:  Bardzo mi się chciało płakać, kiedy ją otrzymaliśmy - oczywiście z radości i z zaskoczenia. Dostaliśmy pralkę - to była wielka radość. Bardzo, bardzo była nam ta pomoc potrzebna i skorzystaliśmy z tego wszystkiego wszyscy.

Zdecydował się pan dołączyć do grona wolontariuszy "Szlachetnej Paczki".

Roman Bartoszuk-Antoszewski: Jesteśmy taką nietypową drużyną w Łodzi, bo mamy i młodzież, ale i są osoby w moim wieku. Doświadczenie i młodość.

Jest pani dumna z męża?

Maria Bartoszuk-Antoszewska: Jestem dumna. Niech się udziela, ale 27 listopada mieliśmy 43. rocznicę ślubu, a mój mąż działał wtedy z wolontariuszami. Przeżyłam to jednak jakoś, nie robiłam wymówek żadnych, bo rozumiem to. Niech sprawia radość innym.

Jak "Szlachetna Paczka" zmieniła państwa życie?

Roman Bartoszuk-Antoszewski: Pomijając pomoc rzeczową, to zmieniła moje nastawienie. Nastawienie na życie, nastawienie na to, że istnieje szansa zawsze, że nie zostaje się samemu. To jest jakiś impuls, który mówi mi w trudnych momentach: "Roman, jesteś skończony bałwan, że doprowadziłeś do tej sytuacji, ale wyjdź z tego. Wyjdź w taki, jaki masz sposób."

Maria Bartoszuk-Antoszewska: Dawniej to tylko słyszałam, że ludziom się pomaga, że dostają, a teraz sama nasza rodzina tego doświadczyła. Już teraz wiem, że jednak nie zostanie człowiek sam ze swoim kłopotem, że może liczyć na innych. Bardzo dziękuję.