Zbigniew Bródka - jeden z najlepszych panczenistów globu na dystansie 1500 metrów - nie ukrywa, że w Soczi liczy na podium. "W drużynie możemy powalczyć" - zapewnia w rozmowie z RMF FM. Do Rosji zabrał ze sobą biografię Michaela Phelpsa, która ma go pozytywnie zmotywować.

Patryk Serwański: Mistrzostwa Polski na Stegnach, tuż przed igrzyskami. Kibiców nie ma, zimno, wieje. Olimpijczycy nie startują, bo boją się przeziębienia czy kontuzji. Co musi się stać, żebyśmy doczekali się krytego toru z prawdziwego zdarzenia?

Zbigniew Bródka: Szczerze mówiąc zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu i nie znam odpowiedzi. Wszyscy mówią, że wynik jest wyznacznikiem tego, by w danej dyscyplinie się poprawiło. Dziewczyny zdobyły olimpijski brąz w Vancouver, ja Puchar Świata na 1500, ale nie doczekaliśmy się nawet żadnej obietnicy dotyczącej budowy krytej hali. Nie wiem, co więcej możemy zrobić, by powstał u nas choć jeden obiekt na światowym poziomie.

Taka hala pomogłaby też oszczędzać związkowi.

Taka inwestycja mogłaby nam służyć przez lata. Trenujemy w hali w Berlinie, która powstała w latach 80. Taki obiekt można też wykorzystywać pod względem rekreacyjnym, pewnie mogłyby korzystać z tego i inne konkurencje. Szkoda, że tego brakuje.

Czuje pan, że w czasie przygotowań udało się zrobić wszystko co trzeba było, by być w formie?

Niedawno zeszliśmy z obciążeń. Teraz pracujemy na świeżością. Forma ma przyjść przed startem na 1000 metrów. Ja zrobiłem wszystko, na co miałem wpływ, żeby się przygotować odpowiednio do tych igrzysk. Już sama kwalifikacja aż na trzech dystansach to dla mnie spory sukces.

Ale rozumiem, że tego najwyższego miejsca w indywidualnych zmaganiach powinniśmy się spodziewać na 1500 metrów.

Myślę, że ten dystans najbardziej mi pasuje, czuję się na nim najlepiej, najpewniej, zdobyłem też Puchar Świata. Ale możemy powalczyć o medal także w drużynie.

Tu faworytami będą na pewno Holendrzy. Oni zawsze zdobywają na łyżwiarskim torze ogromne ilości medali.

Dokładnie. Tylko, że na igrzyskach mamy osiem zespołów i system pucharowy. Po przejściu jednej rundy jesteśmy w strefie medalowej. To dla wszystkich ogromna presja. Na nas też będzie ona ciążyć, ale na Holendrach na pewno będzie większa.

A kto będzie walczył o podium na dystansie 1500 metrów?

Na pewno Amerykanie na czele z Shanim Davisem (obecnym liderem PŚ),  na pewno mocni będą Holendrzy - choćby obecny mistrz olimpijski Mark Tuitert. Do tego startujący u siebie Rosjanie Denis Juskow i Iwan Skobriew. Ponadto Norwegowie - Havard Bokko i Sverre Lunde Pedersen. No i zostajemy jeszcze my - Polacy. Mam nadzieję, że będzie tak szybcy jak podczas Pucharu Świata w Berlinie.

Często mówi się w kontekście igrzysk o wysyłaniu młodych zawodników, którzy nie mają szans na medal. Pan był w takiej roli. Teraz, kiedy zna się już tą całą olimpijską atmosferę jest łatwiej?

Oczywiście jest łatwiej. Ta atmosfera jest niepowtarzalna, zupełnie inna niż na mistrzostwach świata czy Pucharze Świata. Inaczej się do tego podchodzi, inaczej się to przeżywa. Igrzyska są magiczne, odbywają się raz na cztery lata. Trzeba to przeżyć, żeby odpowiednio się do tego nastawić.

Jakie książki będzie pan czytał w trakcie igrzysk?

Pożyczyłem od kolegi biografię Michaela Phelpsa. Już zacząłem ją czytać. Mam nadzieję, że mnie pozytywnie zmotywuje.