Pierwsze emocje za nami... Kolejne przed nami, czas się przygotować na skoki naszych chłopaków! Czy będzie dzisiaj medal? Musi być. Oby nie jeden.

Rosjanie przed biegiem łączonym bardzo starali się zadbać o atmosferę, żebyśmy się naprawdę poczuli się jak na wielkiej imprezie... W strojach ludowych zachęcali do tańca, namawiali do skakania przez skakankę, wszystkim nieustannie życzą dobrego dnia i dobrej zabawy, a czasem nawet i wygranej...

Wy, Poliaki, my sąsiady, chcemy, żebyście wygrali - mówiła rozentuzjazmowana kibicka w wieku średnim, tuszy słusznej, z pięknymi zaróżowionymi policzkami.

Z reguły jednak dopingują swoich. No chyba, że są z Irkucka. Dwie spotkane przez nas osoby piękną polszczyzną oferowały wsparcie naszych zawodnikach.

Kibicuję Justynie Kowalczyk. A Wy? A my wszystkim naszym zawodnikom, to jest mama Pauliny Maciuszek.... Naprawdę? Ale podobna! Mówi pan w wieku lekko zaawansowanym wzrostu solidnego dębu z rosyjską flagą w ręku.

Obok nas na biegach łączonych siedzą mama i siostry Charlotte Kalli. Po starcie dziewczyn, one zasłaniają oczy, my krzyczymy, ile sił w gardle. Ich stres zaczyna mi się udzielać.

Na mecie mamy ściskają się serdecznie, nawzajem gratulując sobie wyniku. Kalla ze srebrem, Maciuszek 29.

Zadowolona? Nie, odpowiada bez wahania ona sama, Paulina. Spotkały się tylko na chwilę, zaraz po biegu, najpierw kilka fachowych uwag, o smarowaniu nart, o tętnie, o przepaleniu mięśni, a potem już nie było dwóch zawodniczek, była mama i córka. 

Na ostatniej prostej to właśnie rozdzierający krzyk mamy spowodował, że Paulina jeszcze przyspieszyła, że jeszcze spróbowała wydusić z siebie niemożliwe. To w takich chwilach się mówi Dziękuję Ci, Mamo : )

Cel na następny bieg? Pytam. Pierwsza dwudziestka. Odpowiada Paulina. Wtedy będzie zadowolona? Pewnie nie, ale wiem na pewno, że wsparcie mamy i siostry okazało się dla niej bezcenne.

Chwila przerwy i kolejne emocje. Skoki. Docieramy na miejsce, kiedy trwa już pierwsza seria treningowa. Atmosfera na trybunach piknikowa, mało emocji. To nie to, co u nas w Zakopanem. Mówi Małgosia, mama Maćka. Tam wszyscy przychodzą naprawdę kibicować. Tu na słyszalny doping może liczyć Rosja. Polakom muszą wystarczyć nasze gardła baner z napisem Maciek Kot, Zakopane i jedna flaga z napisem KOSZALIN. Warunki super. Nic nie wieje. Zaczynają się kwalifikacje. Pod dwudziestu zawodnikach wiatr. Wiruje na skoczni. Dusi chorągiewki, obraca nimi jak chce. Cholera jasna!  Denerwuje się ciocia Maćka, Ewa. To ona komentuje, to ona napędza doping, to ona nim zarządza. Małgosia już na skoczni milknie. Tak przeżywa start syna. W ciszy. Zawodnik numer 46, Maaaaciej Kot! Wstajemy, machamy szalikiem, warunki trudne, ląduje. Bezpiecznie i wystarczająco daleko. 98,5 metra. Zakwalifikowany, można odetchnąć. Maciek nie był zadowolony - ocenia po minie mama. Wie najlepiej. Koniec. Czas nabrać sił przed konkursem. Wszyscy trzymajcie kciuki!!!!