"Trzeba będzie z opóźnieniem korygować" ryzykowną decyzję premiera Donalda Tuska o pozostawieniu szefa MSW na stanowisku – uważa szef PSL Janusz Piechociński. Wicepremier zaznaczył też, że w weekend może dojść do jego spotkania z Tuskiem.

Zobacz również:

Piechociński podkreślił, że jego partia od razu się dystansowała od decyzji premiera, który pozostawił Bartłomieja Sienkiewicza na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Tusk zapowiedział na konferencji prasowej, że na początku przyszłego tygodnia oceni działania Sienkiewicza w sprawie wyjaśniania tzw. afery taśmowej i podejmie "stosowne decyzje".

Zdaniem Piechocińskiego "ryzykowna decyzja premiera z początku tego tygodnia pokazała, że nie udało się przeciąć narastania emocji". Teraz dopiero z opóźnieniem trzeba będzie tę decyzję korygować - dodał.  

Podkreślił jednak, że nie chce nic premierowi sugerować, bo Sienkiewicz jest jednym z jego najbliższych współpracowników, "nie tylko w wymiarze politycznym".  

Pytany, czy scenariusz wcześniejszych wyborów jest realny, szef PSL podkreślił, że on sam jako pierwszy powiedział, że może do tego dojść.
Zaznaczył, że razem z liderem Platformy są w polityce od 25 lat i "mają świadomość, że jeśli nie da się wystudzić emocji, oczyścić atmosfery i wyjaśnić sprawy, to gnicie obozu władzy w nieskuteczności i zajmowanie się jedynie konfliktami z opozycją jest najgorszym, co może się przydarzyć państwu".

Piechociński powiedział, że jeśli w sprawie "pojawią się nowe wątki", w piątek lub w sobotę może dojść do dodatkowego spotkania z Tuskiem. Umówiliśmy się z panem premierem, że jak tylko będzie tego wymagała sytuacja, zamienimy parę słów przez telefon i albo on do mnie albo ja do niego w weekend podjadę - dodał.  

Pytany o ocenę decyzji prokuratury, która zarządziła przeszukanie redakcji tygodnika "Wprost", szef ludowców powiedział, że "czym innym jest wolność słowa i tajemnica dziennikarska, a czym innym jest udostępnienie prokuraturze samego materiału, a nie informacji o tym, kto go przyniósł".  

Według wicepremiera "stosowne służby państwowe muszą uwzględniać wariant", że ktoś z redakcji "Wprost" mógł "zlecić dla celów dziennikarskich zbudowanie takiego systemu zbierania informacji". Przynajmniej w teorii nie można wykluczyć, ze w środowisku dziennikarskim znalazł się jeden z inicjatorów tego procesu - dodał Piechociński.  

Szef ludowców podkreślił, że zgadza się z Donaldem Tuskiem, że jak najszybsze opublikowanie wszystkich nagrań jest najprostszą metodą na oczyszczenie atmosfery. Nie będzie środowisk i osób, które mogą być szantażowane, albo nie będą podejmowały pewnych decyzji tylko dlatego, że mogą czuć, że przeciwko nim są jakieś materiały - wyjaśnił.

"Wprost" upublicznił nagrania, na którym słychać, jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS; Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 r. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany; pod koniec maja 2014 r. do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.  

Wczoraj ABW zażądała od redakcji "Wprost" dobrowolnego wydania nośników danych z nagraniami nielegalnych podsłuchów polityków i szefa NBP. Redakcja odmówiła. W związku z tym prokuratura zarządziła przeszukanie redakcji, chciała odebrać redaktorowi naczelnemu "Wprost" laptop i pamięć USB. Ostatecznie po kilku godzinach odstąpiono od tej czynności po tym, jak do pomieszczenia weszli dziennikarze zgromadzeni w redakcji. 

(mpw)