"Nadal nie wiem, co się stało. Ale zrobiłem szopkę! Troszeczkę dużo emocji jak na jeden dzień. Przecież walczyłem z bólem pleców i nie mogłem wstać z łóżka, a teraz taki numer" - powiedział po konkursie skoku o tyczce Paweł Wojciechowski. 22-letni Polak długo nie mógł uwierzyć, że Daegu zdobył złoty medal mistrzostw świata.

Pokerową zagrywką było przeniesienie przez Wojciechowskiego poprzeczki z 5,85 na 5,90. Byłem w pewnym momencie poza podium, pokerowa zagrywka, przełożenie na 5,90 i w drugiej próbie zaliczenie. Nie był to dobry skok, ale na całe szczęście udany, który dał złoto. Po prostu szok - skomentował Polak.

Trudne dla Wojciechowskiego były przede wszystkim sobotnie eliminacje. Miał kłopoty z aklimatyzacją, nie mógł zasnąć. Nie zaliczył eliminacyjnej wysokości, ale sprzyjało mu szczęście i zmieścił się w finale.

Po kwalifikacjach naprawdę nie wierzyłem, że jestem w stanie tutaj coś zrobić. Byłem przygotowany na to, że będzie klapa, ale jakoś się udało. Ja jeszcze w to nie wierzę - powtarzał.

W ostatnim skoku na 5,95 próbowałem wykorzystać najtwardszą tyczkę, ale jak to wyglądało, wszyscy widzieli. Wtedy już miałem dosyć wszystkiego, już nie chciałem skakać. Byłem nawet zadowolony, gdyby to miało być srebro. Miałem dość - przyznał.

Świetna passa tyczkarza

Ten sezon w karierze 22-letniego tyczkarza jest pasmem sukcesów. Najpierw zdobył złoty medal Światowych Igrzysk Wojskowych w Rio de Janeiro, potem w Ostrawie sięgnął po tytuł młodzieżowego mistrza Europy i w końcu w koreańskim Daegu po złoto mistrzostw świata.

Wicemistrz świata juniorów z Bydgoszczy wierzy, że jest w stanie pokonać sześć metrów, ale jeszcze nie w tym sezonie. Skok na 5,90 nie był perfekcyjny, także myślę, że jest to realne. Przede wszystkim muszę skakać na jeszcze twardszych tyczkach. W tym roku już się nie uda. Mam jeszcze cztery starty przed sobą (na Diamentowej Lidze w Brukseli, w Otwocku, Zielonej Górze i w lidze seniorów), chcę je mieć jak najszybciej za sobą i jechać na wakacje. To był długi i ciężki sezon - zaznaczył.

W konkursie finałowym tyczkarzy wzięło udział aż trzech Polaków. Rywalizację na czwartej pozycji zakończył Michalski, siódmy był Mateusz Didenkow.

To, że jesteśmy w trójkę na skoczni na pewno nam pomaga. Mamy siebie nawzajem i wszystko staje się łatwiejsze. Nawet teraz zostawiłem tyczkę po ostatnim skoku i poszedłem do trenera. Łukasz ją okleił. Sam pewnie bym nie zdążył, a tak jak jesteśmy razem, to możemy współpracować - powiedział.

To pierwszy medal polskiej ekipy w tej imprezie i pierwszy wywalczony w tej konkurencji w historii mistrzostw globu. Od 15 sierpnia Wojciechowski jest liderem na światowych listach w tym sezonie. Podczas konkursu w Szczecinie 22-latek skoczył 5,91, poprawiając po 23 latach rekord Polski, który wynosił 5,90 i należał do Mirosława Chmary.