Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który w latach 2010-2011 badał katastrofę prezydenckiego Tu-154 w Smoleńsku, nie znalazł śladów wybuchu na pokładzie tupolewa - powiedział w wywiadzie dla rosyjskiej agencji RIA Nowosti przewodniczący komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow.

Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który w latach 2010-2011 badał katastrofę prezydenckiego Tu-154 w Smoleńsku, nie znalazł śladów wybuchu na pokładzie tupolewa - powiedział w wywiadzie dla rosyjskiej agencji RIA Nowosti przewodniczący komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow.
Wrak prezydenckiego tupolewa /Przemysław Marzec /RMF FM

Komitet Tatiany Anodiny powtarza swoje stanowisko i utrzymuje, że ich raport całkowicie wyjaśnił powody katastrofy.

Jak widać z raportu końcowego, w ekspertyzach dostarczonych do MAK badano możliwość, że doszło na pokładzie do wybuchu - powiedział Morozow. Dodał, że charakter rozrzucenia szczątków i ich stan nie potwierdzają, że doszło na pokładzie do eksplozji, ani tego, że samolot rozpadł się w powietrzu. Po raz kolejny podkreślił także, że załoga Tu-154 wiedziała o fatalnych warunkach pogodowych, ale postanowiła zejść poniżej bezpiecznej wysokości.

Przewodniczący MAK tłumaczy także, skąd według niego wzięła się informacja o "zaginionych trzech sekundach" z tzw. polskiej czarnej skrzynki. Według MAK jeden z rejestratorów nie był zabezpieczony jak pozostałe skrzynki i zwyczajnie zatrzymał się wcześniej. Polski rejestrator nie został zaprojektowany do przetrwania katastrofy, czyli nie był zabezpieczony, dlatego niewiarygodność lub brak informacji na nim wskutek znacznych uszkodzeń są w pełni zrozumiałe. Być może to jest źródłem informacji o "zaginionych" sekundach -  powiedział Morozow. Ważne jest też, by pamiętać, że chodzi o trzy sekundy po zakończeniu nagrywania i odnoszą się do przedziału czasu po zderzeniu samolotu z brzozą. To jest czas, kiedy katastrofie nie można było zapobiec - dodał. 

Zaznaczył także, że MAK przekazało stronie polskiej "wszystkie istotne materiały". Dokumenty liczyły ponad 20 tysięcy stron. Co się tyczy materiałów, do których strona polska rzekomo nie miała dostępu, to chodzi tylko o  dokumentację dotyczącą zasad lotów rosyjskiego lotnictwa państwowego, których w tym przypadku w ogólne nie można było zastosować - przyznał.

Morozow zaznacza, że kompletny zapis rejestratorów jest zawarty w raporcie MAK. Dodał także, że Warszawa do tej pory nie odpowiedziała na jego zaproszenie na posiedzenie komisji. W lipcu 2016 roku do MAK zwrócił się przewodniczący polskiej Podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy lotniczej w Smoleńsku pan Berczyński. Przewodniczący MAK przez ambasadę RP powiadomił pana Berczyńskiego o gotowości do spotkania, jednak żadnych kolejnych kontaktów nie było - zaznaczył.

Do katastrofy w Smoleńsku doszło 10 kwietnia 2010 roku. Samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną Marią, a także wieloma innymi politykami oraz wojskowymi, rozbił się podczas lądowania na lotnisku smoleńskim Siewiernyj. Zginęło 96 osób. 

Według raportu MAK, bezpośrednią przyczyną tragedii były błędy pilotów. Te informacje były jednak wielokrotnie podważane. W 2016 roku polski minister obrony narodowej Antoni Macierewicz powołał specjalną podkomisję, która ma wyjaśnić przyczyny prezydenckiego tupolewa. W maju podkomisja opublikowała wyniki swojego dochodzenia. Według śledczych na pokładzie Tu-154 mogło dojść do wybuchu ładunku termobarycznego.