Nastolatki, które zostały zatrzymane przez straż graniczną za nielegalne przekroczenie polskiej granicy, jeśli nie są pod opieką dorosłych, ze strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców trafiają do domów dziecka. W tym roku do domu dziecka w Kętrzynie trafiło 49 takich dzieci - wszystkie z niego uciekły. "Ta młodzież nie kryje, że Polska nie jest ich celem. że chcą się dostać do Europy Zachodniej" - powiedziała dyrektor placówki Bożena Biegańska-Wójtowicz.

W Kętrzynie w woj. warmińsko-mazurskim od wielu lat działa strzeżony ośrodek dla cudzoziemców. Jest to placówka zamknięta, do której w ostatnim czasie trafiają imigranci zatrzymani przez straż graniczną na polsko-białoruskiej granicy. Obecnie jest ich tam 450 osób.

W ośrodku mogą przebywać osoby pełnoletnie lub niepełnoletnie ale takie, nad którymi pełnoletni sprawują opiekę. Niepełnoletni bez opieki dorosłych decyzją sądu rodzinnego trafiają do domów dziecka.

W tym roku sąd w Kętrzynie zdecydował o umieszczeniu w miejscowym domu dziecka 49 osób, które miały od 15 do 17 lat. Były to zarówno dziewczynki, jak i chłopcy. Jeśli nie mieli przy sobie dokumentów, ich wiek ustalano na podstawie badań lekarskich np. uzębienia.

Dyrektor domu dziecka w Kętrzynie Bożena Biegańska-Wójtowicz przyznała, że skierowani do jej placówki nastoletni imigranci "samowolnie oddalają się".

"Jedni są u nas krócej, inni dłużej. Ostatnio najdłużej jedna osoba była dwa tygodnie. Ci, którzy są otwarci na rozmowy z nami, wskazują, że mają swoje cele, że chcą się dostać na Zachód Europy. Mimo że im tłumaczymy, że są wobec nich prowadzone procedury o udzielenie ochrony międzynarodowej, że sami o nią poprosili, to jednak te osoby oddalają się z naszego domu" - powiedziała.

Czasami są odnajdywane i odprowadzane z powrotem do placówki, która ma status otwartej. Po 2-3 dniach znowu znikają. Jak mówi Biegańska-Wójtowicz, robią to "dyskretnie". Mówią opiekunom, że idą np. do miasta. 

Zdarza się, że na krótko przed ucieczką telefonują, czy wymieniają informacje w internecie. "Komunikują się w swoich językach, my nie wiemy o czym rozmawiają" - mówiła dyrektor domu dziecka.

Nastoletni imigranci najczęściej mają ze sobą niewiele rzeczy. Niektórzy nie mają zapasowych ubrań. "Każde dziecko ma swoją historię, jedni chcą się nią dzielić, inni nie. Szanujemy to" - dodaje Bożena Biegańska-Wójtowicz.